Mam, mam, mam, a właściwie będę miała jakieś hortensje prosto ze sklepu w al.Krakowskiej.
Jutro się okaże, to mi siostra nabyła, bo kupowanie przez telefon, to przecie kot w worku. "Czy wysokie, a kwitnące, czy niskie, krępe, ale z jednym pączkiem?" "Z metką? Pani mówi, że metek nie ma." "To wolisz taką białą, co ma różowe zdjęcie, czy taką białą, co ma zdjęcie żółtawo-zielone?" Ale i tak się cieszę, bo będę miała wymarzoną Tardivę, Limelight i którąś z tych nowych Vanille Fraise 'Renhy' albo Great Star 'Le Vasterival'. No niech już przyjadą, siostra i roślinki, miała być już dziś, ale coś się opóźniło, przesunęło, a ja siedzę jak na szpilkach i doczekać się nie mogę. Aż mi głupio, bo chyba na hortensje czekam bardziej niecierpliwie, niż na siostrę
Magdziolku, dziękuję za cynk, a wiesz, że dziś rano towar był już mocno przebrany i zostały głownie łyse badyle? W jeden dzień klienci wykupili prawie wszystko z dostawy
