Dziewczyny, na razie pszczoły skreślony z "listy priorytetów" ( będę pisać w skrócie "lp"

) bo M. nie wyrabia się na zakrętach, póki co, wsadziliśmy do pustego ula podkarmiaczkę z syropem i czekamy aż pszczoły same przylecą
Na moje skarby, to musicie jeszcze zaczekać, bo są porozpychane po różnych kątach ? a kąty zastawione innymi rzeczami, które się wydostanie dopiero jak do dużego domu się wprowadzimy. Ale teraz, to już nie przywozi, skończyło się, ale mam wszystko co mi do szczęścia potrzebne ? tylko chciało by się to szczęście już wypakować i mieć go w zasięgu wzroku i tak, żeby pomacać czasami.
Ale pokaże Wam jeden z naszych skarbów, który to, kilka lat temu uważałam za absolutnie, do niczego nie przydatny, w naszym cywilizowanym życiu. Ale wtedy, jeszcze nawet nie podejrzewałam, że powrócę na drogę przodków, łono natury i będę dążyć do samowystarczalności.
Otóż mój M. kiedyś miał firmę sprzątająco ? przeprowadzkową w Niemczech, klienci pod czas przeprowadzek często chciały się pozbyć starych rzeczy, za wywożenie na śmietnik opłaty były wyższe jak wynająć firmę ? a Polak nie jest głupi, pakuję wszystko do ciężarówy i wiezie do kraju ojczystego

Czasami rodzina chciała się pozbyć wszystkich rzeczy zmarłego członka rodziny i właśnie M. dostał zlecenie ?wysprzątania? mieszkania starszej pani. Owa kobieta mieszkała sama, najwidoczniej przeżyła jakąś traumę, koszmar, głód, wojnę i t.d. bo w mieszkaniu było skromnie ale znajdowała się również metalowa skrzynia, coś w rodzaju sejfu, zawartość której wyglądała tak: zapałki, świeczki, lampa naftowa, nafta, parę konserw, suchary, słoik miodu, worek ze zbożem ( najprawdopodobniej, pszenicą) i żelazna, mechaniczna maszynka do robienia mąki. Z tego wszystkiego, oczywiście, najbardziej zafascynowało Ema to urządzenie, kazał a wręcz naciskał, żebym umieściłam ją w salonie, bo jak twierdził, jest piękna

Mieliśmy duży salon z aneksem kuchennym, no to ja powzdychałam, pofyrczałam ? i przyczepiłam ją, dla świętego spokoju, gdzieś pod kwiatkiem/bluszczykiem, między kuchnią a salonem. Nigdy nie spodziewałam się, że nastanie taki dzień i będziemy ja używać.
Jak wiecie, mamy małe kurczątka, trzeba je karmić parzoną osypką (zmielone zborze), nam już się skończyła, kupować teraz metr osypki nie ma sensu, bo mamy jeszcze sporo zboża. Śrutownik duży ? też mamy ? M, gdzieś ?wyłupił? za grosze, ale musi jeszcze coś w nim porobić, żeby działał ( nie znam się na tym). No i nadeszła chwila triumfalna, dla Ema oczywiście, z pompą, krokiem defiladowym, spoglądając na mnie z góry i bez słów, lecz samym spojrzeniem, mówiąc: No i co?? Przydała się?? Wytarchał ze swojego królestwa maszynkę, przykręcił ją do stołu ? i nakręcił osypki dla kurcząt. Ja pokornie, również bez słów, tylko wzrokiem i cmoknięciem w mężowski policzek, zwróciłam honor ? zaparzyłam osypkę, wymieszałam z pokrojoną zieleniną i nakarmiłam małe. Maszynka jest tak mocna, że wydaję mi się, iż cegłę na proszek potrafi zmielić.
