@ Pelagia – owszem, dobrze widzisz goji (czy tam kolcowój chiński). Czasem nawet jakieś owoce zawiązuje, ale nigdy nie są tego jakieś oszałamiające ilości. Za to rośnie i kolonizuje wszystko jak pop*******ny… Trudno go utrzymać w ryzach. Fuksje zostaną na polu, ale zabezpieczone – doniczki poowijane agrowłókniną, na podstawce ze styropianu, wszystko jeszcze opatulone pokrowcem. Jedną zimę już przetrwały. Cyklameny sympatyczne są. Jak jeszcze do poprzedniej pracy chodziłem, to zawsze po drodze z pociągu mijałem jesienią taki wielki łan cyklamenów właśnie… Bynajmniej nie na filmie.
Lisica pisze: ↑18 wrz 2023, o 00:19
A ten
Cyclamen hederifolium to (za przeproszeniem) nie fiołek alpejski?
No nie. Absolutnie nie.
Cyclamen hederifolium to cyklamen bluszczolistny, roślina z rodziny pierwiosnkowatych (
Primulaceae). Zaś fiołek alpejski to
Viola alpina, roślina z rodziny fiołkowatych (
Violaceae).
Lisica pisze: ↑18 wrz 2023, o 00:19
Albo coś
na kształt fiołka alpejskiego?
Kochana Lisico, czy słoń Ci na oko nadepnął?

Jak na kształt?

Gdzie na kształt?

Z której strony na kształt?

Cyklamen ma koronę o symetrii promienistej. Fiołek o symetrii grzbiecistej. Cyklamen ma płatki zrośnięte u podstawy. Fiołek płatki wolne. I wreszcie sam kształt kwiatów u obu roślin jest nie do pomylenia – cyklamen ma pięć identycznych płatków wywiniętych „na drugą stronę”, a fiołek ładnie rozpostarte (ale nie odwinięte) dwa średnie płatki u góry, dwa najmniejsze po bokach i jeden wielki skierowany w dół i zaopatrzony w ostrogę, a płatki te, oprócz tego, że różnią się kształtem, to jeszcze i ubarwienie mają inne. Cyklamen jest w takim samym stopniu „na kształt” fiołka alpejskiego jak nie przymierzając petunia czy goryczka…
Lisica pisze: ↑18 wrz 2023, o 00:19
Tak to jest, jak się człowiek wda w dyskusję z botanikiem
Choć botanikę miałem na studiach, to jednak nigdy się w tej dziedzinie nie specjalizowałem...
Lisica pisze: ↑18 wrz 2023, o 00:19
Agnieszko, ja lubię Lokiego czymś zdenerwować, ale to człowiek o stoickim charakterze i słabo to idzie, ale trzeba się starać...
Trafiłaś jak łysy grzywą o kant kuli.

Jestem typowym sangwinikiem – potrafię się zagotować i rozewrzeć paszczękę w pięć sekund – plus jest taki, że emocje mi równie szybko opadają co narastają i jestem w zasadzie niezdolny do żywienia urazy czy innych długotrwałych kwasów… Tylko w internecie, gdzie to, co napiszę, mogę sobie jeszcze raz czy dwa przeczytać przed wysłaniem i przeedytować na spokojne, mogę uchodzić za stoika.
Pozdrawiam bardzo serdecznie!
LOKI