
Dzisiaj na to miejsce wysiałam poplon, deszczyk popołudniowy fajnie podlał, przyśpieszy kiełkowanie.
Od poniedziałku do czwartku przed południem plewiłam moje rabatki. Przy okazji przesadzałam niektóre roślinki. Rabatkę trawiastą uważam za dokończoną, jestem z efektu bardzo zadowolona, jeden kącik zmieniony, a tak fajnie w całości się zgrał

Na część trawników wcześniej przejechanych wertykulatorem posialiśmy trawkę. Mąż gdzieś podsłuchał super patent na mieszanie nasion z ziemią- betoniarka do niej wsypywaliśmy przesiany kompost, ziemię uniwersalną i nasiona i taką mieszanką obsypywaliśmy trawniki, a później zostało to zwałowane.
Jeszcze do odnowienia mamy największy trawnik, ale trzeba kupić nasiona i ziemię.
DzonaK to już jakiś początek jest, pamiętam też zaczynałam od rozplenicy i dwóch miskantów. Kilka traw dostało eksmisję, nie lubię tych rozłogowych, bo są zbyt ekspansywne.
Aksamitki co roku mam wyższe, a zbierałam nasionka z niskich odmian, chyba im za bardzo dogodziłam kompostem.
Gabrysiu muszę mieć siły, ten ogród mnie tak mobilizuje. Też sił mam coraz mniej, jak są upały wysiadam, nie poddaję się "biegnę do przodu". Ze względu na zwierzęta do sanatorium nie mogę jechać, korzystam z rehabilitacji idę na dzienny oddział do szpitala, robię to zimą, wtedy spokojnie mogę pojechać i nabierać sił. A jak tam napatrzę się na ludzi schorowanych, młodych po wypadkach to od razu mówię, że jestem szczęśliwą osobą

Aniu wykopywałam 1, 5 dnia, robię to ręcznie. Stawiam koło siebie 3 wiadra, 1. na ziemniaczki, 2. na chwasty, 3. na kamienie

Do ręki zbieram suche łodygi ziemniaków, składam w jednym miejscu, później palę.
Mam patent na kopanie po jednym rządku, później siadam na małym stołeczku ( właśnie w czwartek spod moich 4 liter się obsunął i runęłam na ziemię


i każdy ziemniak oglądam, uszkodzone, małe daję do osobnego koszyka są przeznaczone do szybkiej konsumpcji.
Iwonko a znasz patent szerokiej spódnicy i sznurowania buta. Najlepiej w takich momentach się sprawdza, ileż ja tak roślin przytargałam do ogrodu


Wczoraj udało mi się wcisnąć koleżance dwa ogromne kosze jabłek, dzisiaj kolejne dwa uzbierane, tak lecą. Szarlotki piekę co tydzień, za każdym razem inny przepis idzie na tapetę, dzisiaj upiekłam torcik jabłkowy- pychota.
Na wykopki i ja jeździłam jako uczennica. W naszej szkole trwały dwa tygodnie, był harmonogram wyjazdów, która klasa kiedy jedzie. Podjeżdżały autobusy i nas wywoziły poza Kraków na pola kółka rolniczego. My zbierałyśmy, a do noszenia pełnych koszy byli żołnierze, śmiechu wiele, nawet jedna koleżanka z klasy poznała tam swojego przyszłego męża. Dostawaliśmy posiłek regeneracyjny. Raz pamiętam bardzo lało i wtedy dali nas na ogromne hale do sortowania ziemniaków, stałyśmy przy dużej hałaśliwej maszynie z której na taśmie wyjeżdżały ziemniaki i trzeba było wychwycić te zepsute. Bardzo miło wspominam tamte czasy, 5 lat tak jeździłam, do dziś lubię wykopki.
Ogród mam fajnie podlany, nie muszę już biegać z konewkami, temperatura też dla mnie akuratna.