Przed chwilką nie padało

.
Wiem, bo wyszłam z kawą pod pergolkę.
Całkiem ciepławo, całe 8C, woda nie stoi już na trawniku,
ale gdy psy pobiegły do sąsiadów,
zostawiły ślady łap- dłuuuugie poślizgi zdartej runi.
Grażynko, Joluś, Izulko, obudować wkład to nie problem.
Miałam dobrych nauczycieli, bo przez pół roku, zmieniali się fachowcy
instalujący wielkiego Jotula, który skrył się w kominku, ogrzewającym pół domu.
Jeden spec, poprawiał po drugim, biegły punktował fuszery,
a ja studiowałam literaturę, żeby w ogóle wiedzieć o co im chodzi.
W efekcie, coś tam w głowie zostało, więc porwałam się na samodzielne
zrobienie czopucha i dziur wylotowych.
A obudowa, to blat marmurowy na dechach i kawałki marmuru, klejone na płytę g-k.
Jedna duża w poprzek narożnika świany i wąskie maskownice z boków.
To wszystko.
Stelaż, to trochę profili i śrub, a w Castoramie Pan- sprzedawca pokazał mi,
jak szybko przycinać g-k.
Nacięcie nożem do wykładzin i uderzenie, jak cięcie szyby u szklarza!
Natomiast podłączenie do przewodu kominowego, zamknięcie drugiego kanału - robił już fachowiec.
Ale ja, sama zrobiłam komin nad dachem!
Trochę nieforemny ale i tak piękny
Bo mójjjj, własnoręczny i okupiony koszmarnym strachem na wysokości.

( Odkryłam dach, bo komin się sypał, a obiecany fachowiec,
przychodził teoretycznie przez 2 tygodnie.
Żniwa, za mała robota, za daleko- tak mi odpowiadali inni.
Więc, spróbowałam samodzielnej budowy i...działał!)
*********
Mężczyźni są jak telefon...

albo zajęty, albo pomyłka 