Jesienią ogród sam wdzięczy się do obiektywu

zwłaszcza kiedy słonko mu kibicuje... niemniej dziękuję za pochwały
Dziś już nie było tak radośnie i słonecznie, ale co się zaplanowało, to się zrobiło!
Po pierwsze - zagrabienie liści. Wiem, wiem... zaraz podniosą się głosy, że to darmowa pierzynka na rabatki
Widzieliście ten żółty klon? Dalej martwicie się o pierzynkę?
Jeszcze rośliny prezentują się jako - tako... niech się nie kryją pod liśćmi...
Po ogarnięciu ogród nabrał blasku i aż przyjemnie się patrzyło na efekty pracy.
Niestety, liści było na tyle dużo, że pierwotny zamysł zebrania ich kosiarką z trawnika, gdzie je rozsypywałam, okazał się nie do zrealizowania...
Tą metodą zostały zebrane jedynie niedobitki, a całość porządnie wygrabiona po koszeniu...
Uporałam się także z wszystkimi różami, dla trzech niestety zabrakło miejsca na różance... aneksja kolejnej części trawnika okazała się nieunikniona
Oczywiście brakło mi ziemi na porządne kopczyki dla nowoposadzonych... trzeba będzie uzupełnić...
Uziemione zostały ostatnie nabytki - jałowiec powędrował na miejsce wykopanych dali (w liczbie trzech karp - też dzisiejsza praca

), a trzmielina dołączyła do koleżanek...
Cebulki irysków Danforda i "włochatego" czosnku z wyprzedaży za pół ceny w Auchanie też już w ziemi... przy okazji odkryłam, że jeden wyrywny hiacynt wypuścił już listki
Przysypałam go kopczykiem ziemi, ale jak tak dalej pójdzie... marny jego los...
Popodziwiałam... i już była pora obiadu
Ze względu na imprezkę hallowenową najmłodszej, popołudnie było już nie do wykorzystania...
A jutro planujemy wypad w czeskie góry... nooo... górki
Może jakieś kamienie się napatoczą?
Bo naprawdę - nabycie tychże w ogrodniczym (z wyjątkiem żwirku), droga 100krotko - jest dla mnie czystą herezją
Czy zadowolą Was wczorajsze zdjęcia? Muszą
