Mufciu, właśnie się zastanawiam, gdzie upchnąć te moje irysy, bo wyzucać szkoda. Chyba dam córce, jeśli zechce przyjąć.
AgaNet, pierwszy problem to robale, ale już mamy drugi - ciągłe deszcze. Z chorobami grzybowymi trudniej jest walczyć. Jakie to wszystko denerwujące. Nie mogłoby być normalnie?
Ilonko, to prawda, gdy się miało kilka róż, to i szkodników nie było. A może i były, tylko my ich nie znałyśmy i nie dostrzegałyśmy. Teraz to co innego. Kultura w ogrodzie się zmieniła, a więc i sytuacja z robactwem także.
Ciekawa ta twoja uwaga o mrówkach na piwoniach. Starałam się przepędzać, ale skoro pełnią pożyteczną funkcję, to niech sobie łażą. Dzięki
Taruniu, modrzew płaczący nie sprawia absolutnie żadnych problemów. Jedynie ochojnik lubi czasem sobie na nim poegzystować, ale u mnie on wielkich szkód nie robi. Jeżli masz zamiar zakupu modzewia, to serdecznie polecam. Trochę się jesienią sypie tymi swoimi igiełeczkami, ale to drobiazg.
April, wiesz co, Jolu. Ja myślę, że
Rose de Recht ma chyba taką urodę z tymi zwisłymi końcówkami pędów. U mnie wszystkie są takie, a robali tam nie widzę. Chyba zresztą ci to u siebie pokazywałam. Tobie albo Justynie, bo mnie to niepokoiło.
Annes77, ja też się martwię, co zastanę w ogrodzie po tych deszczach. Już i tak widziałam czarną plamistość. Żeby tylko jeszcze się mączniak nie przyplątał. Szkoda tych rozkwitłych różanych pąków.

Tyle się czeka na kwitnienie, a tu masz ci los, akurat taka kiepska pogoda w tym czasie.
Niech już będzie w końcu słonecznie.
