Witajcie. Piszę do Was totaaalnie padnięta ale jakże szczęśliwa. Wreszcie zaczynam czuć to przyjemne nasycenie że jest coś zrobione. Do tej pory niezadowolona byłam bo mimo że tak się staraliśmy efekty jakoś były mało widoczne. Weekend spędziłam bardzo przyjemnie. Harówka na działeczce. To to, czego mi mega brakuje w ciągu tygodnia. Nie harówki samej w sobie, ale tej działkowej oczywiście. Jak zwykle (ostatnio) nie obyło się bez małych nerw... przyszła jedna osoba, potem druga i gdzieś tam znalazła się trzecia. I każda miała coś do powiedzenia znowu że to powinno być tak a to inaczej. Ok, wszystkiego staram się zawsze wysłuchiwać, bo można się czegoś nauczyć. Ale jak mi ktoś pół dnia przy każdej okazji mijania się na drodze truje Magda ale to powinnaś posadzić tam, a tamto tam. A tam co posadzisz? Musisz posadzić to i tamto. Jeeeeja! Dosyć. Dosłownie dosyć. Powiem Wam że w tym roku mam jakiegoś pecha bo jedna szczególnie osoba uwzięła się i przychodzi mi się rządzić. Nic sobie z tego nie robię, nawet już na to nie odpowiadam. Ale dzisiaj przed samym wyjazdem, jak już prawie wsiadałam za kółko znowu usłyszałam Magda ale zastanów się nad tymi czereśniami bo powinny rosnąć na burcie stawu.... Mam nadzieję że limit dobrych rad tej osoby się już dla mnie wyczerpał hehehe

Ostatnio prosiłyście żebym pokazała trochę swojej wiosny. A ja nie miałam co pokazywać. Otóż wreszcie z dumą powiem... że mam też swoją prywatną wiosnę. Inną niż ta wiosna u Was, ale jakąś tam mam i jestem zadowolona. Na działkę pojechaliśmy w piątek w nocy. Róże i drzewka moczyły korzonki całą noc i trochę soboty. Pracę zaczęliśmy od słupków. Niestety znowu ich nie skończyliśmy bo brakło zaprawy. Trzy słupki z zeszłego tygodnia trzeba robić od nowa. Posłuchaliśmy się a propos słupków że takie krótkie mogą być. Chociaż emek mówił że są za krótkie to słyszeliśmy teksty oj przestać przecież jestem starszy, robiłem nie jedno ogrodzenie, wiem lepiej. No i to lepiej skończyło się na zmarnowaniu pieniędzy na zaprawę. Bo i tak te słupki trzeba wyrwać i zrobić od nowa inne. Żal mi bo ta kasa to mogły być już jakieś roślinki. Zdjęłam już wszystkie kopczyki. Z radością stwierdzam że wszystkie z posadzonych powojników żyją! Niektóre puszczają nawet nowe łodyżki. Zrobiłam przegląd traw i zobaczyłam że pampasowa chyba żyje.

Chyba, ponieważ jedno źdźbło ma żółto zielone. Nie jest do końca wysuszone. Także jeszcze jej na straty nie spisuję. Wzięłam się też za malowanie słupków i bramy w lesie. Nad wieczorem wsadziliśmy też z emkiem róże. Dzisiejszy dzień rozpoczęliśmy od wsadzenia drzewek owocowych . Udało nam się też posprzątać kosodrzewinę. Nie położyłam pod nią agrotkaniny i tak masakrycznie zarastała że aż mi się jej pielić nie chciało. Teraz udało się ją wreszcie uporządkować. Przekopaliśmy też kawałem placu i posadziliśmy marchew wczesną, koperek, bób , rzodkiewkę oraz czosnek. Wsadziliśmy też rododendrony i miskanty. Na sam koniec już właściwie w deszczu, pieliliśmy rabatkę z krzewuszkami. Musimy jeszcze obkopać ją naokoło i zastosować obrzeże bo bardzo trawa wchodzi na rabatę.
A teraz fotorelacja:
Wiem że Wasze powojniki mają już dużo większe pączki ale ja się cieszę że moje w ogóle żyją.

Liliowce wystartowały jak szalone.

Wszystkie berberysy też już pięknie ruszyły, natomiast na skalniaku mam wrażenie że wystartowały najszybciej. Robi się powoli żółto czerwono.

Pisałam Wam w zeszłym tygodniu że coś się dzieje z trzmieliną. Musiałam jej oberwać wszystkie listki ale jest cała w pąkach więc jest chyba szansa że goła nie będzie w tym roku? Martwi mnie że ma takie poczarniałe gałązki... Póki co, powtórzyłam jej wczoraj oprysk miedzianem. Mam nadzieję że dojdzie do siebie.

Żaby u nas dają prawdziwe koncerty. Nie to że skrzeczą... ale woda bombluje niczym gorące źródła. Tak dają czasu.

Sprzątanie kosodrzewiny

Rosahumusem podlałam tuje, róże, magnolie i powojniki. Na przyszły tydzień zostały do podlania tuje od drogi oraz warzywnik i drzewka. Dzisiaj niestety już nie zdążyłby mi się rozpuścić.

A tu malowanie bramy... myślę że efekt po jest troszkę lepszy

Brama do lasu

Sympatia jakoś sobie radzi. Postanowiłam nie czekać na forsycje i przycięłam róże.

Nowe rodki.

To pąk czy liście?

Róże wsadzone, czekamy tylko na Pashminę i Pomponellę. Na razie lekka prowizorka. Zarys rabat.

a propos pnących niestety zmiana planów. Burta nie pozwoliła nam je posadzić tak jak chciałam. Ostatecznie trzy kratki pod rząd z Flammentanz, Mishimara oraz New Dawn.

Tutaj przy wjeździe jedna pnąca Eden Rose.

A tu słupki. Tyle nam ich się udało zrobić. Do drogi zostało jeszcze 5 plus te trzy do wymiany z zeszłego tyg.

Tu nasz warzywniak

A tu drzewka. Jabłoń, czereśnia, trzy czereśnie przekopane dzisiaj od taty, śliwka i brzoskwinka.

Przekopałam wreszcie różę sztamową. Poszła do gruntu. A jej miejsce zajął tojad. Przy altanie dosadzone zostaną jeszcze Pomponella i Pashmina a Charlotte Auspoly została posadzona niedaleko domku.
Aguś mnie już na szczęście przeszło gardło. Został lekki kaszel ale mam nadzieję że i on mnie już opuści.
Sylwuś dla mnie sadzenie to też czysta przyjemność. Niestety inne rzeczy też są ważne i trzeba je ogarniać systematycznie. Liczę za to że latem będę więcej odpoczywać niż pracować.
Edytko zawsze lubiłam coś z drzewka skraść.
Grażynko Satysfakcja że ze swojego, to jest to
