Aneczko, weź sobie Bonicę, weź

. To jest dobra róża, taki prawdziwy stachanowiec. Bez przerwy kwitnie, aż świeci z daleka na rabacie nawet wtedy, gdy inne idą już spać jesienią. Pojedynczy kwiat nie jest cudny ale w grupie są tak efektowne. Ta róża ma co prawda ADR ale to nie jest tak, że wcale nie choruje. W ubiegłe, ekstremalnie mokre lato, była jedną z najbardziej chorych róż. Mam zdrowsze róże od niej, ale jak widzisz na zdjęciu, chyba nie jest tak źle. Najlepiej znajdź jej miejsce z dala od tych chorowitek, które masz w grupie, bo na pewno się zarazi. Ja Bonicę kupiłam mojej Mamie. Pamiętasz może, jak pisałam, że u mojej Mamy róże nie bardzo rosną, bo ma lżejszą, przepuszczalną ziemię, a nawet u niej Bonica rośnie bardzo ładnie i bardzo zdrowo.
W weekend zapowiadane załamanie poody. Słabo się czuję po wczorajszym pobycie na działce, całą noc bolała mnie głowa więc siedzę dziś na kanapie i odpoczywam a dzień mi się marnuje. Jak upał zelżeje i odrobię lekcje z synkiem, wyskoczymy wszyscy na rowerkach na plażę i na różankę do Sopotu. Zobaczę co tam zdrowo kwitnie. Pamiętam, że w ubiegłym deszczowym roku, pośród chorych róż bardzo zdrowo wyglądała tam wtedy róża Geisha. A wczoraj było cudnie, zwłaszcza rano, bo jeszcze chłodno. Stęskniona za działką, z radością zostawiłam wszystkie codzienne obowiązki i już wszystko mi się podobało. Nawet nie zepsuła mi humoru nasza brama wjazdowa, która jest bardzo brzydka, pomalowana olejną farbą, która już ma odpryski. Wygląda okropnie, bo zielona farba złazi z jasnożółtego podłoża. Ta brama, to taka prowizorka, która została na lata

Nie zepsuły mi humoru drzwi od szopy-składziku, które znów nieco opadły i ciężko było przekręcić klucz w zamku i nie popsuły mi humoru przeciwpancerne zabezpieczenia okiennic, które ostatnio zrealizował mój M pod wpływem olśnienia, że zabezpieczy domek przed złodziejami (mamy działkę od wielu lat a nieudana próba wejścia do domku była jeden raz). Przyłożył się chłopina i zrobił je tak solidnie, że złodziej zamiast się z nimi szarpać na pewno podważy okiennice z drugiej strony. Tak więc złodziej nie będzie się cackał a utrudnienia powstały dla nas

. Ale i tak wszystko mi się podobało, bo byłam wreszcie w swoim ogródku. A róże tak pachniały

, jak chyba nigdy. Pierwszy raz naprawdę mocno pachniała Schloss Eutin, a do tej pory nawet nie przypuszczałam, że ona tak potrafi. Coś tego dnia musiało sprzyjać wydzielaniu olejków zapachowych.
Pozbierałam opadłe owoce Koszteli i pojadłam. Miały posmak jakby jakiegoś egzotycznego owocu. Może dlatego, że wyleżały w cieple pod tym drzewem, nie wiem, te które jadłam do tej pory nie miały tego smaku

.
Chodziłam po rabatkach i patrzyłam co się zmieniło od ostatniego pobytu a tymczasem upał narastał. Początkowo w domku było chłodno po nocy. Po odpaleniu ogrzewania temperatura w domku szybko goniła tę na zewnątrz. Zrobiłam sobie herbatę, przygotowałam kanapki, włączyłam do towarzystwa TV a tam jak na zamówienie program wpisujący się w nastrój otoczenia. Program przyrodniczy o lesie i o jeleniach. Jeleni u nas nie widziałam, tyko sarny, ale pasowały mi do widoku na las, który miałam za oknem. Posiliłam się i poszłam zrywać maliny, dopóki ręce czyste i nieskalane choćby obornikiem. Część warzywno-owocowa działki nie jest moją ulubioną ale trzeba na działce mieć coś do skubania, no to skubię, chociaż mi się nie chce. Zerwałam maliny, nacięłam rabarbaru, pietruszki i szczypiorku do zamrożenia, skrzypu i mięty do ususzenia a potem truchtem na rabatki do kwiatów, do róż

. Chyba z godzinę chodziłam tu i tam wybierając miejsce dla przyszłorocznych róż Papa Meilland. Mając na względzie, że to wymagające, trudne róże, musiałam się przyłożyć, żeby wybrać im dobre miejsce i na widoku, bo ładne i na słońcu i z dobrą ziemią i na rabacie, bo nie chcę już wycinać nowych miejsc z trawnika. Te najlepsze miejsca już są zajęte, dlatego było trudno ale jakiś tam kompromis się udał. Potem wożenie, a właściwie ciągnięcie tej nieszczęsnej taczki z niesprawnym kółkiem zapakowanej obornikiem, ziemią i chwastami z jednego końca działki na drugi

, a działka ma długość 50 m. W upale. Nieznośne 25 stopni w cieniu (a pracowałam na słońcu) zagoniło mnie do domku, gdzie było przyjemne 20 stopni. Nie na moje lata takie fikanie po działce

. No, ale chociaż dzisiaj bolą gnatki, to nic, zimą odpocznę

.
Na balkonie ukorzeniam hortensje z sadzonek zielnych. Najpierw były w wodzie a jak puściły korzenie, powędrowały do ziemi. W szklankach moczą się jeszcze trzy, którym opornie idzie. Pojęcia nie mam co ja z tymi hortensjami zrobię, pewnie rozdam, bo dobre miejsce dla hortensji mam tylko jedno.
Tutaj jedna chyba padła ale jeszcze jej nie wyrzucam.
Jakie delikatniuśkie mają korzenie
A to moje balkonowe wrzosy. Słabo im idzie. Na szczęście na działce rosną zdrowo.
