Małgosiu-clem3, myślisz, że to tak łatwo paść? Czasami bardzo się staram, a sen nie nadchodzi. I co wtedy robić? Nic, tylko jechać na działkę, zanim do mnie dotrze, że nie powinnam

Musiałam się głęboko zastanowić o jakim "owadzim" sklepie mówisz

Te też były malusie, ale na razie rosną, to może do zimy zdążą się wzmocnić i przeżyją? Bardzo na to liczę, bo inaczej eM dostanie chyba apopleksji, jak za rok będę kupowała je ponownie.
Psina jest słodka, serce mi się do niego rwało, a ten ode mnie wymaga znudzonej miny

Tak się po prostu nie da.
Agnieszko, ja z opryskami też zawsze jestem do tyłu. Mszycy w dużej ilości po prostu się brzydzę i tylko dlatego ją spryskuję. Nie mam mowy, żebym ściągała ją ręcznie, chyba że jest jej kilka sztuk na krzyż. Na bruzdownicę nawet mam oprysk, ale jak dotąd nie udało mi się go użyć. Zawsze jak jest na to pora, to zapominam

Inkerwilli nawet nie mam zamiaru wykopywać , musi sobie poradzić w takich warunkach, jakie ma. Przykro mi, ale taki mamy klimat

Staram się mieć jak najmniej roślin do zimowania w piwnicy, bo strasznie nie lubię tęgo ciągłego wykopywania, a następnie wkopywania. Do wykopania mam dalie, eukomisy, śniedki, tygrysówki i mieczyki abisyńskie i aż mi skóra cierpnie jak sobie pomyślę, co mnie czeka na jesieni. Nawet nie myślę ile pracy mają Ci, którzy mają ich kilkadziesiąt, albo i nawet i -set
Marysiu, nie zawsze jesteśmy tacy aktywni, ale zawsze jednak staramy się coś zwiedzić. Chociaż pamiętam taki jeden wyjazd, też zresztą do Krakowa, który spędziliśmy prawie cały w domku na wsi. Do miasta jeździliśmy tylko na lody i odwiedzić rodzinkę, a przez resztę czasu rozkoszowaliśmy się lenistwem. Przyjechaliśmy na urlop tak bardzo zmęczeni, że nigdzie nie chciało nam się ruszać.Tylko raz wybraliśmy się na spływ Dunajcem i zwiedzanie zamku w Niedzicy, a tak opalaliśmy się na tarasie, czytaliśmy książki i sączyliśmy drinki. Kilka razy pojechaliśmy na kąpielisko na Rabie. Mimo braku atrakcji, bardzo mile spędziliśmy czas.
A parasol, Marysiu, również kupiliśmy w sklepie w kropki i to jak najbardziej, również w Krakowie. Trafiliśmy na promocję i kosztował nas całe 24 złote
Izo, merdającego ogonkiem mam Kaprysa. Niestety już wiek mocno mu doskwiera i nie zabieramy go na działkę, Chyba, że jedziemy tylko na chwilkę
Borówek chyba rzeczywiście powinny być dwa krzaczki. Nie miałam takiego dylematu, bo zaczęłam od razu od pięciu, a teraz mam ich już trzynaście. Musisz im zapewnić kwaśną ziemię (torf wymieszany z ziemią z ogrodu), dużo wilgoci i zasilanie. Po kilku latach należy zacząć je odmładzać, wycinając najstarsze pędy.
Na działce w tej chwili głównie zielono, czosnki bardzo ratują sytuację. Troszkę szkoda, że wszystkie kwitną praktycznie w jednym terminie
Martuś, przynajmniej sobie chwilę odpoczęłaś, nie można tylko ciągle tyrać i tyrać
W domku rzadko kiedy mam okazję przebywać, bo zazwyczaj siedzę na zewnątrz na leżaczku, albo ryję na rabatach. Chowam się w nim w razie deszczu, chociażby tak jak dzisiaj
Na grządkach już zrobiło się bardzo tłoczno, za chwilę zrobi się prawdziwy busz. Przynajmniej dla mnie, bo znam osobiście takie specjalistki, które bez trudu jeszcze by tam zmieściły ciężarówkę roślin. Staram się jak mogę, ale do najlepszych w tej dziedzinie jeszcze mi bardzo daleko
Dzisiaj jak zwykle miałam w planach wyjazd na działkę zaraz po pracy. Plany musiałam jednak zmienić, bo Kaprys musiał zeżreć coś wczoraj bardzo smakowitego i w nocy zdecydowanie zbyt często musiał chodzić tam, gdzie nawet król chadza piechotą

Oczywiście potrzebuje do tego towarzystwa, więc Filip miał nockę przechlapaną. Przyjechałam do domciu, a tam psina cała w skowronkach, że widzi paniusię. Ogon chodził mu we wszystkie strony, nawyciągał z różnych kątów zabawek i domagał się zabawy

Zupełnie nie wyglądał na chorego. Wypiłam kawę, zjadłam śniadanko, wyprowadziłam oszusta na spacer i ponieważ zabrakło przeciwwskazań, pojechałam jednak na działeczkę. Wracając z pracy zajechałam na ryneczek i kupiłam lewkonie, lwie paszcze i kilka astrów, a dla smaku jarmuż czerwony i kapustę mizunę. Ale tylko jedną, tak dla spróbowania
Późny dojazd na działkę, jak i noc spędzona w pracy spowodowały jednak, że byłam bardzo zmęczona. Nastawiłam więc dwa węże, a ponieważ ciśnienie było dzisiaj dobre, to bez mojej pomocy działeczka chłonęła wodę jak gąbka, a ja mogłam nareszcie zalec na leżaczku

Było już strasznie sucho, w ciągu ostatnich ponad trzech tygodni padało tylko jednego dnia i to zaledwie dwa razy po godzince. Już dawno nie było po tych opadach śladu
Jak już sobie troszkę podlałam, to przez kilka chwil wyciągałam chwaściki. Jednak nie za dużo, bo zaczęło się chmurzyć i grzmieć. Przezornie zaczęłam wcześniej chować do domku rower, leżak, stolik i inne takie i całe szczęście, bo potem w jednej chwili porządnie lunęło. Deszcz padał prawie trzy godziny, zrobiło się tak zimno, że z przyjemnością napaliłam sobie w kominku i grzałam się w ciepłych płomieniach
Tak się chmurzyło
A tak padało
Potem ledwo się wyrabiałam na zakrętach, żeby wszystko posadzić, pochować i jeszcze cyknąć kilka fotek. Tym bardziej, że chciałam zdążyć przed osiemnastą do biblioteki bo książki do oddania przywiozłam ze sobą aż na działkę. Wszystkiemu winne oczywiście moje gapiostwo, bo rano zabrałam książki a w bibliotece byłam jeszcze przed otwarciem

Do domu już nie chciało mi się wracać, to zatargałam je do domku z piernika. I nie mogłam przecież pozwolić, żeby całe moje poświęcenie poszło na marne, dlatego też gnałam z powrotem na złamanie karku. Ale zdążyłam
Pierwszy pączek na gazanii z własnego siewu
Po deszczu wypatrzyłam jeszcze taką ślicznotkę

Wydaje mi się, że to będzie jakaś błonkówka, ale nie mogę znaleźć jaka. Tylko na nią spójrzcie. Kibić ma tak cieniutką, jakby była ściśnięta gorsetem
Jutro będzie dzień szczególny, bo wreszcie ruszę na działkę z domu, a nie z pracy. Mam tak po prost cały dzień wolny

Przyjdzie mi chyba zwariować
Trzymajcie się cieplutko
