Jadzieńko, jesteś osoba wnoszącą na forum promienność,
którą szczodrze obdarzasz uzytkowników forum.
A to- rzadka, choć wspaniała cecha, motywująca do zgłoszenia w konkursie,
niezwykłej osoby :P
A mój autorytet

? Zapomniałam, że takie słowo istnieje.
Coś tam wiem z praktyki ale są tu wybitni fachowcy i praktycy,
którzy maja prawdziwą wiedzę.
Ale dziękuję Ci, za miłe połechtanie próżności -
- nawet psy się z tego " autorytetu" śmieją
Moniś - już kupiłam pełne na cebulach.pl i ufff...zapłaciłam.
Więc teraz tylko muszę kupić sadzarkę,
bo namnożyło się tych tulipanków od zeszłego roku.
Fajnie, od wiosny( czytaj - maja w górach) będzie już kolorowo :P
Jacusiu, dziękuję za wizytację
Wiesz, ten zazdrosny żal przestrzeni, dosięga każdego,
kto w przypływie szaleństwa zakupów, nadmiernie zagęścił swój areał.
Potem, wpadając do przestrzennych ogródków, az chciałaby się wyssać
przez monitor choć kilka metrów kwadratowych czyjejś przestrzeni
Tak się zastanawiam - wymieniamy ciuchy, meble, sprzęt - wszystko by być na czasie.
A wzorem mieszkańców Holandii, jakoś nie chcemy iść.
Czy obawa przed wyrzucaniem roślin, które nam się znudziły,
jest uzasadniona sentymentem, czy może magicznym postrzeganiem życia
w " naszych zielonych braciach"?
Nawet w Anglii, robi się sezonowe kompozycje, a gdy przekwitną, wywala się na kompostownik i wkłada do donic nowe.
U nas - hołubi się je, nawozi, zimuje, czeka aż z brzydactwa,
zamienią się znów w kwitnące po 2 miesiącach ozdoby....
Podobnie na grządkach - łysy jaśminowiec, czy żylistek
maja prawo brzydnąc przez 10 miesięcy w oczekiwaniu na tą krótką porę kwitnienia.
I tak się zastanawiam...czy to aby dobry pomysł,
by do małych ogrodów dawać tak mało ozdobne krzewy.
A może powiennam je wyrzucić na rzecz ozdobnych dłużej?
Hortensji, Rh., iglaków...
Izuś, dziękuję pięknie!
Cichaczem liczyłam na Twoją pomoc i recenzję,
bo jestem kompletnym ignorantem w tej dziedzinie,
a czynności wynikają z dedukcji a nie, z wiedzy.
Z taktami - niczego nie robiłam, bo się na tym nie znam
Konfigurację robił znajomy informatyk i do tej pory nie było problemów sprzętowych,
ale też od półtora roku, nie czyściłam kompa w środku!
Na moje potrzeby, on i tak ma za wielkie mozliwości,
bo odziedziczyłam go po grafiku komputerowym,
więc nie wykorzystuję nawet połowy możliwości operacyjnych
Natomiast samo odkurzanie... muślałam, że dostanę zawału,
gdy wiewiórczym pędzlem zaczełam majtać pod skrzydłami wiatraka na radiatorze,
usiłując zebrać kurz z " tej czarnej płytki".
A tu, kwałaki "płytki" przykleiły się do pedzla i..
okazały się być sprasowanym, sfilcowanym kurzem!
Wyjęłam co mogłam, zespołu nie ruszłam, bo nie mam pasty na uzupełnienie,
za to wpadłam na pomysł, by przedmuchac radiator.
2 w nocy, ja na czworakach przy mdłym świetle czołówki, dmę w kompa,
a tuman maluje mi czarną gębę i rozsypuje się po płytkach!
Kochanie śpi, a ja starając się go nie budzić wyszarpuję ze schowka dawno zapomniany odkurzacz, który ma tę zaletę, że ma rurę i ssawkę
( normalnie, ze względu na psy, używamy dwusilnikowego Vorwerka).
Ustawiałam Zelmera zadkiem do kompa, właczyłam i
komin czarnego dymu z kompa, buchnął razem z rykiem silnika
Krzyś na nogi, czarno na suficie, paszcza w kurzy z łyskającymi białkami,
psy przyklejone do ściany - matka-wariatka!
Teraz chodzi cichutko i już bez Farelki, więc mam nadzieję,
że na jakiś czas mam ze sprzętem, święty spokój
Kasiu, kolory to rzecz gustu.
Ale barw jest tak dużo, że przecież każdy może skomponowac swoją paletę.
Zółć jest słoneczna, dobrze rozjąśnia ciemniejsze miejsca, daje perspektywę, poszerza,
ma wiele zalet - ale - trzeba ją lubić
U nas już są cebuli Triumpha w sklepie, po 80gr/ szt, ale ja już się "okupiłam:
albo ocebuliłam pełnymi, na cebulach.pl
I na razie - starczy.
(Pewnie tylko, do kolejnego przypływu gotówki

)
Grażynko, napisałaś tak, jakbyś była świadkiem wczorajszej rozmowy.
Do lat 70-tych, 60% zachorowań na raka, dotyczyło rolników!
I jak twierdzą onkolodzy kliniczni, wywołanie zmian komórkowych
było związane z brakiem ochrony przy stosowaniu dużych ilości środków ochrony=trucizn.
Wczorajsze popołudnie.
Wracam ze spaceru z "psiej łaki" i słyszę nawoływanie.
Patrzę, biegnie przemiły sasiad, który udostępnia nam swój ogródek na psi wybieg.
-" Pani Hanko, ja muszę coś Pani powiedziec, ostrzec Panią!
Proszę nie wypuszczać psów, bo będą tu lali parcelę obok, Roundupem.
Ja już prosiłem, żeby zawiadomili wszystkich sąsiadów, żeby nie wychodzili
do ogrodów i nie wypuszczali psów, bo będzie tragedia.
Koło mojego mieszkania, spółdzienia pryskała pod żywopłotami,
a sąsiadka była z pieskiem po drugiej stronie .
Pies biegał koło krzaków, oni pryskali, a ona nie miała o tym pojęcia.
Wieczorem, pies zaczał się dusić, wymiotować, leciał przez ręce.
Pojechała taksówką do lecznicy, a tam zdjagnozowałi - zatrucie.
Pies dostał kroplówki i jakieś zastrzyki, ale powiedzieli, że
i płuca, i watroba..., i małe szanse, bo ogranizm mały, a zatrucie straszne.
To pojechała pociągiem z Karkowa do Warszawy, bo tam jest jakaś specjalistyczna
klinika toksykologii.
Nic to nie dało, pies umarł w męczarniach następnego dnia.
Dlatego ostrzegam, niech Pani wtedy nie wychodzi, niech Pani z psami spaceruje
przez parę dni gdzieś indziej, bo szkoda je narażać ".