Marysiu, groszku zielonego nie sieję, bo... mi nie smakuje

A bób ogławiam, dzięki czemu inwazja mszyc jest dużo mniejsza

Co zaś się tyczy przyszłorocznych zakupów, to jesteśmy umówione!
A moja rozrabiaka właśnie mnie wyprowadziła z równowagi, potargała mi tiulową firankę w sypialni. Jestem taka zła na nią, że zamknęłam się w osobnym pokoju, żeby jej nie zrobić krzywdy
Marto, witam Cię bardzo serdecznie na moim balkonie! Tak mi miło, że Ci się podoba! Te wszystkie nasionka to właśnie z myślą o nim - nie mam domu, nie mam działki, więc swoją pasję realizuję w takich 'spartańskich' warunkach. A przepis na miejską łąkę? Chyba samozaparcie i tęsknota za ogrodem
A ja właśnie wróciłam z Gardenii. To był mój pierwszy raz i, niestety, ostatni. Z racji wykonywanej pracy bardzo często biorę udział w różnych tego typu imprezach (w Polsce i zagranicą), i dawno nie byłam na targach, które byłyby takim zamkniętym kółkiem wzajemnej adoracji. Gardenia to impreza absolutnie antykliencka, jeśli chodzi o pasjonatów i klientów indywidualnych. Wystawcy w ogóle się nie przygotowali na dzień dla publiczności, oferując im jedynie to, co nie sprzedało się 2 i 3 marca. Większość ekspozycji była w całości wyprzedana, a na tych stoiskach, które oferowały sprzedaż roślin, nie było nowości (mówię to z pełną świadomością sytuacji, ponieważ w Poznaniu byłam od bladego świtu i byłam jedną z pierwszych, którzy odwiedzili wystawę). W sprzedaży znajdowały się popularne odmiany głównie iglaków, azalii, rododendronów, ciemierników czy magnolii. Nasiona sprzedawało jedynie PlantiCo, jednak ich oferta była fragmentaryczna (o wiele więcej mogę znaleźć w okolicznym OBI). Nie mieli nawet promowanej na targach własnej odmiany pomidora 'Lolek' (jak usłyszałam, dopiero jest w trakcie pakowania). Inni producenci materiału nasiennego nie sprzedawali nasion i odsyłali do swoich sklepów internetowych. Jak usłyszałam na stoisku W. Legutko, wszystko z powodu konieczności posiadania kasy fiskalnej. Torebki można było więc jedynie pomacać. A, przepraszam, na kiermaszu można było kupić nasiona różnych producentów na stoisku jakiegoś sklepu ogrodniczego. I tu szok, i GIGANTYCZNA pretensja do organizatora. Torebki były przedatowane - np. na nasionach W.Legutko oferowanych przez tego sprzedawcę, w miejscu pieczątki znajdowały się naklejki z nowymi datami, podczas gdy producent na swojej stronie internetowej jasno wyjaśnia, że nie ma praktyki naklejania naklejek i takie opakowania należy traktować jako nieoryginalne! Zresztą kiermasz to w ogóle był festiwal rozpaczy - ścisk przeokrutny, oferta głównie cebulek i kłączy. Stoiska się dublowały (przykładowo na początku i na końcu kiermaszowej hali prezentował się Królik), więc w zasadzie wszędzie można było kupić to samo. Szybko stamtąd uciekłam, ale z zupełnie innego powodu. Towarzyszył mi mój M. i to właśnie on złapał na gorącym uczynku młodego faceta, który zdążył już włożyć mi rękę do torebki. To była kropla, która przelała czarę goryczy.
Podsumowując, ponieważ śledzę magazyny ogrodnicze i strony www poświęcone ogrodnictwu, na Gardenii nie dowiedziałam się niczego nowego. Niektórzy sprzedawcy nie potrafili odpowiedzieć na elementarne pytania dotyczące oferowanych produktów - totalny popłoch wzbudziłam na stoisku Vilmorinu, kiedy powiedziałam, że zupełnie nie kiełkuje mi strelicja z ich nasion i czy przypadkiem wbrew instrukcji na opakowaniu nie wymaga ona stratyfikacji? Przemiła skądinąd Pani przyznała, że ona dopiero zaczęła pracę w branży, przeprosiła i zawołała doświadczonego kolegę, a ten wziął torebkę nasion z ekspozytora, popatrzył na tył opakowania, i powiedział, że jeśli tu nie pisze (sic!), że wymaga przechłodzenia, to znaczy, że nie. Stoiska były kolorowe, ale mało nowatorskie, a najciekawsze z nich było zainspirowane (czytaj: zerżnięte) z ubiegłorocznej Chelsea Flower Show (mowa o garbusie). Ogólnie, po wszystkim poczułam się oszukana. Gdybym miała specjalnie jechać na Gardenię z Krakowa, to cholernie żałowałabym każdej złotówki wydanej na podróż i na bilet wstępu.
Poniżej zamieszczam krótką fotorelację. Zdjęcia NIJAK nie oddają rzeczywistości. Gdyby nie to, że sama je zrobiłam, to patrząc na nie aż bym sobie zazdrościła, że miałam okazję wziąć udział w tak pięknym święcie roślin. No właśnie, gdyby nie to...
-- 5 mar 2017, o 11:11 --
