Elu, mam nadzieję że już na nowo pieczesz chleby na zakwasie. Na razie mam wielki wór mąki chlebowej pszennej, ale muszę znaleźć jakiś młyn i zwiększyć różnorodność pieczywa domowego
Renatko, grzeją już pewnie kaloryfery to i pora na wypieki drożdżowe
Ostatnio panowała u mnie taka najzwyklejsza kuchnia codzienna. Aż tu nagle przy plewieniu wypatrzyłam wiesiołek dwuletni. Cóż, skusiłam się i kilka dorodnych, a młodych okazów udało się wyrwać. Kwiaty jadłam już latem- bardzo przyjemne, można dawać do sałatek. Teraz zaś pora na korzeń.
Po obraniu, korzenie ugotowałam w lekko osolonej wodzie (wrzucałam na wrzątek).
Potem tylko dodatek zrumienionej na maśle tartej bułki i danie gotowe. Korzeń jest bardzo dobry, w literaturze porównywany do pasternaku lub skorzonery. Ponieważ nigdy ich nie próbowałam, nie wiem czy to dobre porównanie. Może kiedyś, jedząc wężymord stwierdzę, że smakuje jak wiesiołek
Myślę że korzeń wiesiołka trafi na moją listę dobrych roślin jadalnych, dziko rosnących. Wieszczę mu przyszłość w sałatkach, zupach jarzynowych.
Jedli Indianie, jadła XVII wieczna Europa, jem i ja!