Jak pamiętam, z czasów bardzo dawnych, zarazę ogniową, to drzewka zamierały całkowicie i nagle, wszystkie liście czerniały i takie były spalone w dotyku - kruszyły się jak popiół. A Twoja pigwa żyje. Owszem, amerykanie selekcjonowali grusze odporne na zarazę i te odmiany potrafią z nią jakoś przeżyć, więc może i pigwa?
W każdym razie zarazy ogniowej ani bakteryjnych nie ma jak leczyć w normalnej praktyce. Drzewa z natury całe życie walczą z patogenami (inaczej niż my) aż w końcu juz sił nie starczy. Tak to działa. Można pomóc fungicydem (przynajmniej w sprawie grzybów) i zapewniając dobre warunki - nawożenie gleby, szczególnie w mikroelementy, czasem trzeba podlać, dbać o higienę, cięcie sanitarne.
Niewiele więcej można zrobić w gruncie rzeczy. Reklamują się różne super środki czasami, ale chemia niejednokrotnie bardziej szkodzi drzewu niż patogenom czy szkodnikom...
Z cięciem też nie ma co przesadzać, bo im więcej się obetnie, tym mniej drzewu liści zostanie, a to one dostarczają mu energii, której na obronę przed patogenem potrzebuje jak najwięcej.
Nie ma lekko.
