Witajcie wieczorową porą.
Upały zelżały. Uff. Do tego wczoraj trochę popadało i dziś też!

Jest nadzieja, że powoli wszystko wróci do jako takiej normalności.
Aniu jakże miło Cię widzieć! Już się bałam, że pająki Cię za obraz wciągnęły.
Na wycieczkach zawsze staramy się być dość aktywni. I zobaczyć ile tylko się da. Na ile pozwolą finanse i czas.

Bo w końcu nie po to "jadę taki hektar", by nad hotelowym basenem tylko siedzieć.
Sabinko bardzo się cieszę, że nie zbłądziłaś na dłużej.
Aniu -Annes77 Ty też miałaś bajeczne wakacje.

Były miejsca do nurkowania... chociażby zaraz za laguną.

U mnie mąż i córka też uwielbiają nurkować.
Co do deszczu... tak cieszę się nim jak dziecko nową zabawką.
Anitko dziękuję. Dla mnie były jednymi z lepszych.
Bietko tak sobie ostatnio myślałam, że właśnie lepiej lecieć w maju, kiedy nie ma takich upałów ale z drugiej strony, nasze ciało w maju też nie jest przyzwyczajone do takich 30 stopni. I odczuwamy tę temperaturę równie dotkliwie jak teraz było te 50 stopni. Tak mi się wydaje.
Nie wiem czy przybyło leżaków, bo nie wiem ile ich było w maju.

Niemniej myślę, że rozkładają je raz i koniec. Powiedz, czy mogłabyś wkleić fotkę jak wyglądała ta droga na Balos w maju? Chodzi mi o roślinność, bo jak widziałaś na koniec lipca jest już w 90% spalona słońcem.
No i zasadnicze pytanie: kiedy otworzysz swój wątek?
Paulino mnie też opadła szczęka jak zobaczyłam ten widok.
Grażynko, że też nie pomyśleliśmy o noclegu, no! Myślę, że byłoby ciekawie. I dośc bezpiecznie, wszak rekin na takie płycizny nie wpłynie.
Moje powojniki nie wyglądają źle a praktycznie mało ich kwitnie, choć minimalnie, jak na taką liczbę jaką ich posiadam.
Zuzka
A na działeczce...
To dziś uraczę Was kolejnym odcinkiem moich wakacji. Tym razem będzie króciutki.
Wyprawa na Spinalongę -wyspę trędowatych.
Ta mała wysepka na Morzu Egejskim może pochwalić się bogatą historią. Sama wyspa nie jest duża, to pozostałości twierdzy weneckiej, ale zwiedzenie jej pozwala uzmysłowić sobie z czym zmagali się chorzy na trąd od początku XX wieku do 1956r., których przymusowo zwożono z Grecji na wyspę w celu odizolowania od pozostałych mieszkańców. Ponoć był to fortel, by Turcy oddali w końcu tę wyspę Grekom, gdyż wyspa od lat była republiką, ale wciąż znajdowała się pod tureckim protektoratem.
W koloni osiedlono 400 trędowatych z Krety. Mieszkali w niewielkich domkach, mieli warsztaty, sklepiki i tawernę, uczestniczyli w nabożeństwach w greckokatolickim kościele. Na każdego z nich państwo płaciło jakoś tam kasę na utrzymanie. Zawierali oni nawet małżeństwa. Jeśli owocem takiego związku było zdrowe dziecko, zabierano je na Kretę i oddawano do wychowania krewnym, lub obcym.
Ze szczytu wyspy rozciąga się niesamowity widok na morze i góry.
Po drodze zwiedziliśmy śliczne miasteczko portowe Agios Nikolaos, w którego centrum zajmuje port oraz głębokie na 64 metry jezioro Vulismeni. Ponoć w jego wodach kąpała się sama, piękna bogini Afrodyta.

Bardzo długo było ono uważane za jezioro bez dna.
Zatrzymaliśmy się też w ślicznym klasztorze Św. Jerzego:
Następnym razem zapraszam na relację z wycieczki na Santorini. Miejsca o którym marzyłam od lat!