Ja mam trochę dłużej, ale zbyt wielkim specem nie jestem.Jednak w tym roku już pojedliśmy, syn poczęstował kolegów w pracy i tym samym zachęcił do posadzenia u siebie.
Cięcie: tnę takie chude i długie, zaraz po owocowaniu. Nie ma co żałować, i tak ciągle wypuszcza nowe. Mam nadzieję,że masz ją i jego, bo u mnie na początku też pięknie kwitło, a owocków nic, aż dokupiłam jej męża.
Podlewanie: leję , nie żałuję, czasami aż tworzy się błocko.
Na jakim etapie opadły zawiązki? Gdzieś czytałam, że jest taka odmiana, z której po dojrzeniu owocki same opadają. Ja na szczęście mam taką,że musiałam owocki odcinać nożyczkami,żeby nie były porozwalane.
Zdjęcie było robione na początku sierpnia, jeszcze nie były jadalne. Dopiero za dwa miesiące, czyli w październiku, mówiąc po staropolsku, miód w gębie.
