A oto mój absolutny faworyt ubiegłego roku!
Dostałam go w prezencie od pana M., kiedy w Krakowie było jeszcze szaro-buro za oknem. Wybraliśmy się do mojej ulubionej krakowskiej szkółki i tam go zobaczyłam. Zakochałam się z miejsca - jest w nim wszystko co kocham, mnóstwo delikatnych kwiatków i ten kolor! Towarzyszył mi dzielnie na parapecie, przetrwał kilkunastogodzinną podróż pociągiem, kwitł jeszcze przez tydzień na pierwszej niby-rabatce... Zaczął usychać ze smutku, gdy wyjeżdżałam w maju, a na nasz lipcowy przyjazd się wystroił jak na święto! Zakwitł obficiej niż wiosną. Mało tego - zdążył się samodzielnie porozsiewać dookoła i te jego "dzieci" zakwitły jesienią!!

Przetrwały do połowy grudnia

Szaleniec!
Zdjęcie nie oddaje jego urody w pełni, robiłam go już moim małym śmiesznym aparacikiem, który Tat podarował mi na przyspieszone imieniny. To sprzęt do zdjęć podwodnych - myślę, że wręczył mi go z obawy, że jego aparat utopię

Kolory oddaje wiernie, tylko ostrości nie łapie. Coś za coś. Ale kąpać się z nim nie będę, dopóki nie zaopatrzę się we własny, porządniejszy... Czyli za jakieś piętnaście lat
