Nie chwaliłam się, ale nadrabiam...
W ubiegły czwartek urwał nam się kawał rynny od strony południowej, mimo, że sople były postrącane. Rynna była połączona lodem z dachem, więc fragment dachu też poleciał. Na szczęście do domu się nie leje i nie wieje. Będzie robótka i wydatek na wiosnę. Krokusy w tym roku nie zakwitną, nie mają szansy przebić się przez warstwę (ok. 80 cm) zlodzonego śniegu. Rośliny wydają się w niezłej kondycji, ale ... upadająca rynna złamała kawałek trzmieliny na pniu, różaneczniki trochę przyciśnięte, mimo konstrukcji z gałęzi. Śniegu było zdecydowanie za dużo, odśnieżając ścieżkę do domu i podjazd do garażu, śnieg był przerzucany w głąb ogrodu, celując na ścieżki, ale i tak krzewy przyduszone,trudno. Ciekawa jestem winnicy, ale to okaże się dopiero za około miesiąc.
W piątem, razem z M., wyjeżdżamy do santorium. Nagle po niemal dwóch latach oczekiwania dostaliśmy skierowanie, akurat nabierzemy sił przed sezonem. Nie ma to jak pobyt u wód, służy zdrowiu i urodzie
Nasiona wysiane, pelargonie w trakcie sadzenia, jutro skończę, begonie i paciorecznik też pójdą do doniczek. Domu i upraw popilnują syn i synowa, którzy zamieszkają u nas, by karmić koty i podlewać rośliny. Z okazji wyjazdu, a więc urlopu, biorę pracę do domu, bo muszę obrobić w tydzień, to co powinnam w trzy. Zdarza mi się o 3.30 wstać i pracować, potem jadę do pracy, wracam i do ... pracy.
Pozdrawiam, Danuta