Jakieś dwa miesiące temu zaczęłam "okrajać" wieloletniego jałowca w ogrodzie, który zajmował południową, dobrze nasłoneczniną część, potrzebną mi pod inne rośliny.

Ostatecznie przycięłam go na kształt pochyłego drzewa, wykarczowałam potężny korzeń i resztę konarów. Niestety, okazało się, że pozostawiony przeze mnie fragment posiada jeden, niezbyt duży korzeń (nawet nie utrzymuje jałowca w ziemi, musiałam go przyszpilić metalowymi prętami, zeby nie upadł), który dodatkowo jeszcze później trochę uszkodziłam, bo musiałam zabezpieczyć podwyższoną część rabaty, na której rośnie przez rozmyciem się... Po miesiącu (tyle mniej więcej minęło od zakończenia wszystkich moich prac przy nim) widzę jednak wyraźnie, że nie daje sobie rady, igły żółkną, tracą kolor... Nie wiem, jak mogę mu pomóc, a bardzo bym chciała, bo podoba mi się w takim kształcie, nie chciałabym się go całkiem pozbywać.

Podlewam go codziennie obficie, zraszam też koronę i liczę na to, że sam odczuwając taką potrzebę powypuszcza więcej korzeni, umocni obecny itp... Myślałam o podlaniu go ukorzeniaczem, ale zdając sobie sprawę z tego, jak się go używa (pęd do ukorzenienia moczy się w roztworze przez np. dwa tyg, a do tego jest zazwyczaj zielony), obawiam się, że to by nie przyniosło porządanych rezultatów. Czy są jeszcze jakieś sposoby, by go utrzymać przy życiu? Np. jakiś nawóz do oprysku, aby przez igły dostarczyć mu niezbędnych składników? cokolwiek? Będę wdzięczna za jakiekolwiek sugestie.
