Droga KaRo!
Dziękuję za gratulacje

Nie ma co, zawsze można liczyć na wsparcie na tym forum 8)
Na moje działania złożyło się kilka powodów. Na pewno ważnym elementem takich przedsięwzięć jest odrobina szaleństwa

Bez tego się nie obejdzie. Dobrze być czasem nonkonformistą.
Miałem jednak także bezpośrednie bodźce, wcale nie w sferze teorii, tylko całkiem konkretne. Faktem jest, że mam powiązania "artystyczne" nazwijmy to tak i to co widzę naokoło bynajmniej nie jest mi obojętne. Ale musi pojawić się jakaś iskra, która rozrusza maszynerię. Ja wcale nie jestem, niestety, taką znowu pracowitą i skłonną do poświęceń osobą.
Wszystko zaczęło się od tego, że się przeprowadziłem. Jestem co prawda w połowie na prawdę rodowitym Warszawiakiem (i tak piszę ten wyraz z dużej litery!

), ale w związku z wojną itp. moja rodzina po Warszawie wędrowała, jak wiele innych. Dwa lata temu osiadłem w tej okolicy i po prostu się zakorzeniłem. Jak roślina, która ma dobre warunki wzrostu. Odpowiada mi i to, że istnieje tu struktura miasta i ludzie, którzy są z nim związani.
Zaczęło się od tego, że kiedy już urządziłem moje mieszkanie zauważyłem dwie rzeczy:
-na moich balkonach (mam dwa, pod tym względem nasza kamienica jest bezkonkurencyjna, chociaż mało kto z nich korzysta) odkryłem miejsca na skrzynki kwiatowe
-klatka schodowa jest potwornie zaniedbana, ale o dziwo nie zdewastowana - po prostu nie odnawiana od 30 lat
Postanowiłem więc, nauczony szacunku dla starych wynalazków (bo są powody, że ktoś kiedyś coś wymyślił), umieścić na balkonie kwiaty, jak mi zasugerował projekt przedwojennego architekta. Nie miałem o kwiatach bladego pojęcia. Obok mnie jest jednak duży targ, na który poszedłem i jak jakiś turysta obserwujący Eskimosów odkryłem istnienie stoisk z sadzonkami, patrzyłem jak w okół kwiatów kręcą się ludzie (głównie starsze panie). Kupiłem ziemię, kupiłem kwiaty i posadziłem. Zadziałało. Posiałem ziarenka - wyrosły.
Drugie zadanie było trudniejsze - co zrobić, żeby klatka schodowa lepiej wyglądała, bez remontowania jej. Bo remont będzie, ale może za rok - jest mało pieniędzy i inwestycje robimy po kolei (teraz będzie winda i elektryka).
Wymyśliłem więc doraźnie - kwiaty. Za 10 złotych można upiększyć otoczenie. Cóż to jest przy wydatku rzędu 100 000 zł?
Wtedy postawiłem kwiatki w okienku dozorcy, na dole i naprzeciwko. Tego drugiego miejsca - rodzaju półki już nie ma, bo postawiliśmy tam wielką tablicę rozdzielczą - trzeba było. Nie wiedziałem jaka będzie reakcja sąsiadów i bałem się, że pomyślą, że jakiś walnięty może czy coś

Okazało się, że sąsiedzi są zachwyceni, chwalili, podobało im się. Taki doping wystarczy by mieć ochotę na działanie.
I kiedy kwiaty się pojawiły zaczęły się pierwsze problemy - kradzieże. Złodziej-łapiduch "kroił" nas z kwiatów. Doniczki znikały jedna po drugiej. W sumie zniknęły chyba 3 czy 4 kwiatki. I wtedy coś się wydarzyło. Pojawiły się jakieś inne, nie moje kwiaty. Były to rośliny Pani Stasi, sąsiadki mieszkającej pode mną, która okazała się być wielką wielbicielką roślin. Pani Stasia była moim najbardziej energicznym sprzymierzeńcem. Wkrótce o kradzieży kwiatów wiedzieli już wszyscy i był to temat poważnych dyskusji. Pani Stasia wyzywała złodzieja od najgorszych. Namawiała mnie do ostrego ataku. Sugerowała, że należy na niego napaść zbiegając znienacka ze schodów

Zastrzegała się, że czuwa i pilnuje czy złodziej się nie zakrada.
Niestety, co jest bardzo smutne, Pani Stasia zmarła w tym roku. Na pogrzebie byli prawie wszyscy sąsiedzi. Kwiatek na dole został tylko jeden, bo półkę zlikwidowaliśmy, a pozostałe kwiatki tak się rozrosły, że nie mieszczą się już w okienku. Ten który został jest od Pani Stasi. To tyle, bo mi się smutno zrobiło. W każdym razie doping zrobił swoje. Od awantury z kwiatami, kiedy wywiesiłem kartkę z umiejętnie sformułowaną pogróżką (sąsiedzi oczywiście znowu byli zadowoleni, bo 10-20 lat temu nasza dzielnica była niebezpieczna i wszyscy są zaprawieni w bojach z bandziorami) kwiatów już nikt nie ruszył! Wyobrażacie sobie, że jeden został nawet pośpiesznie zwrócony! naokoło leżała tylko porozrzucana ziemia.

Kwiatek grzecznie stoi, nie muszę go przywiązywać łańcuchami, ani instalować alarmu;-)
A to nasze okienko. Kiedyś urzędował za nim dozorca, któremu czasem wrzucało się parę groszy, kiedy otwierał w nocy drzwi. Schodzi z niego farba, jak z wszystkich ścian w moim domu, ale jeszcze nie wiem na jaki kolor je pomalować, a może zabejcować.
Wiktor