No i po świętach...świętach poza ogrodem, do którego jeszcze po powrocie nie zajrzałam, więc nie wiem, co tam zastanę (kwitnące róże?

) U mojej mamy na balkonie już prawie kwitną:
Na razie tylko zastałam na podjeździe nowych domowników, czyli stado mszyc na kalinie
We Wrocławiu wiosna bardziej zaawansowana niż tutaj, już bzy kwitną

I mimo, że to miasto, to łąki zupełnie takie same jak u nas, tylko obrzeżone krawężnikami

:
No i znalazłam moje drzewo marzeń...na szczęście dla zieleni miejskiej bez szpadla byłam, ale to jest do nadrobienia...
Kozy korzystały do wypęku z miejskich opcji wypasu:
Ja korzystałam do wypęku z wymuszonej bezczynności remontowo-ogrodowej, a teraz z nowymi siłami wracam walczyć z perzem.
Zmartwiliście mnie tą hostą, choć w sumie przypomnieliście, dlaczego 2 lata wstrzymywałam się z zakupem - rzeczywiście czytałam niepochlebne opinie, ale cóż...nie spróbuję, to się nie przekonam

Jakby nie było większość posiadanych funkii dostałam, więc w końcu musiałam coś kupić sama (takie jest oficjalne wyjaśnienie nietrafionego wyboru

)
Żurawki w takim razie po kwitnieniu rozsadzę...w sumie to i lepiej, będzie ich więcej, choć wczoraj jak sprawdzałam zamówienie u Igi to mnie panika dopadła, że nie mam gdzie tego posadzić...może jednak żurawki z serii Cascade do koryt pójdą?
Koryta w formie zbiorników wodnych odpadają, bo pomijając słuszny argument Ewy, to woda w nich okresowo stała po deszczach i błyskawicznie zmieniała się w stęchłe bajorko, a do codziennej wymiany wody to ja melodii nie mam - zresztą jakbym zmieniła zdanie, to trzecie koryto nadal czeka wmurowane w ścianę stajni
