Czyżby u Ciebie nie było mrozu

Ewo, myślę, że chodzi o to, że pod nimi robi się trochę cieplej - wiatr tak nie hula i nie wysusza pędów. U siebie też kilka róż z nowych tak osłoniłam przed tymi ostatnimi mrozami. Chyba 3 czy 4 donice miałam i w ten sposób wykorzystałam, a i pod spód jeszcze dałam korę dodatkowo, bo kopczyki to już wcześniej miałam zrobione. Wydaje mi się, że to różom nie powinno zaszkodzić: nie mają liści i wegetacja wstrzymana, więc dostęp słońca nie jest konieczny, wentylacja jakaś jest, bo donice mają otwory w dnie.Dzisiaj jednak pojawił się drobny dylemacik - otóż M gdzieś podobno wyczytał, że posadzone jesienia róże można na zimę przykryć doniczkami, zeby uchronić je przed mrozem (na razie pytam, gdzie ten mróż, ale to już szczegół )
Pojechał więc i poprzykrywał, dużymi plastikowymi..a ja nie wiem...o niczym takim nie słyszałam
Ewo...to tak jak i jagajowa pisze:
A poza tym..."nic na działkach sie nie dzieje"...
A właściwie nie bardzo wiem, co się dzieje
tak to bywa jak się czyta po łepkachgajowa pisze:Roma - dzięki za odwiedziny![]()
Mróz jest, owszem - jak wszędzie... Ten poprzedni post pisałam w styczniu![]()
...
Ewciu, bo ona jest już przyzwyczajona do Twojego klimatu.Pewnie niejedno już przeżyłaGdyby sądzić tylko na tej podstawie, to największą "terminatorką" okazała się różowa wielkokwiatowa NN