I w tym roku ponowny problem z szerszeniami

. Normalnie ręce opadają i jak patrzę na obgryzione owoce to czuje się bezsilny. Owoce gniją inne owady korzystają z obgryzionych gruszek i jabłek np. muchy ćmy, skorki, osy, a nawet biedronki azjatyckie. A szerszenie robią swoje i uszkadzają nowe owoce. Mało tego na jabłonce gdzie jest dyzo owoców to nawet zrobiły obrączkę na pędzie wygryzając korę. Oczywiście gałąź uschła.
Sposób butelki z sokiem pomaga, ale nie do końca. Do butelki złapią się bardziej żarłoczne szerszenie i inne owady, a reszta i tak robi swoje. Ostatnio ze wściekłości prowadziłem walkę z packą na muchy 6:0 dla mnie

Tyle się namachałem i zmęczyłem. W końcu zakasałem rękawy i obwiązałem pozostałe owoce siatką. Drzewka wyglądają jak chochoły

Gruszki zmuszony byłem oberwać, bo nawet dziady nie pozwolą dojrzeć im na drzewie.
Próbowałem wyśledzić te dziady, ale nie da rady moja sąsiadka jest w posiadaniu szop, strychów. Przecież nie wtargnę na jej teren. Sama ma to gdzieś i jej na niczym nie zależy, a przecież sama ma kilka drzewek - czyli babsztyl wredny i złośliwy. A najbardziej napływa mi krew do twarzy kiedy słyszę od niej za płotem, taki tekst "takie miałam owoce i wszystko obgryzione, jak to sie stało, kiedy"

- jakby nie wiedziała. Szkoda, ze głupotę sie leczy. A najlepsze, że jak jej się coś powie to od razu obrusza się.
Nie chce myśleć kiedy zaowocują inne drzewka jak morela, brzoskwinia, i grusza lipcówka. Przecież to będzie armagedon. To, ze szerszenie są w jakimś stopniu pożyteczne to w tym wypadku są szkodnikami i jeśli spotkam gdzieś gniazdo w pobliżu - jakimś cudem, będę musiał je zniszczyć, bo te owady niszczą moją ciężką pracę.