
Mamy to! Mamy złoto! Warto było zaciskać kciuki!

Teraz trzeba kibicować drużynie kobiecej walczącej o awans na Olimpiadę.
Dzisiaj odpoczywam od... nie zgadniecie - od działki. Tak mnie już znudził codzienny identyczny rytuał poranny: pobudka, toaleta, śniadanie, pakowanie, wyjazd na działkę, że postanowiłam zrobić sobie małą przerwę. M skorzystał, upichciłam bowiem trzydaniowy obiad niedzielny z jego ulubionym rosołem na czele. W końcu przecież coś musiałam robić, żeby nie umrzeć z nudów.
W sobotę solidnie sobie popracowałam na rabatach, które oczyściłam z co najmniej połowy jednorocznych kwiatów, przygotowałam miejsca na przenosiny hibiskusów, które nie podobają mi się tam, gdzie teraz rosną. Są zbyt ładne, by obok nich kwitły inne rośliny. Dostaną wyeksponowane miejsca, nie zakłócane przez inne wysokie kwiaty.
Zrezygnowałam też z niebieskiej rabaty, dla mnie ona zbyt monotematyczna, preferuję urozmaicenie. Tak więc teraz czekam na deszcz, by zacząć działać z pełnym rozmachem.


Tylko ten hibiskus pozostanie na swoim miejscu.

Zakwitła chryzantema od Halszki.
Maryniu - lubię rozmaite kolory chryzantem, ale istotnie ta ma szczególnie ładną barwę kwiatków.

Wczoraj zakwitła inna wczesna, natomiast wszystkie pozostałe albo mają jeszcze drobniutkie pączki, albo i tych nie mają.



Maryniu, tych barw to już coraz mniej,


Weekend miły, choć gorący. Dziękuję i życzę dobrego tygodnia.



Żeniszki tak się porozsiewały, że opanowały połowę działki. Właśnie z nimi w sobotę zrobiłam porządek.



Spokojnego tygodnia.

