A to moje obiecane zdjęcia.
Miłe złego początki.
W drodze jeszcze błękit prześwitywał, słońce nieśmiało usiłowało przedrzeć
się przez chmury, a niektóre pola radowały swoją zielonością i ... żółtością!
Ten kolor nas trochę zaskoczył (taki ... siwy

)
Jak dojeżdżaliśmy na działkę, to już niezła zawierucha się zrobiła.
Na szczęście były momenty "ciszy" , w których można było porobić coś w "ogrodzie"
i pstryknąć kilka fotek.
Zaskoczyło mnie, że niektóre rośliny miały jeszcze całkiem zielone liście.
Złocień tak mi urósł, że zdominował grządkę. No i niedawno się doczytałam, że jak przytnie się
go jesienią, to powtórnie może zakwitnąć. Nie zrobiłam tego.
(to po prawej to jest zaczęte okrywanie różyczki - stwierdziłam, że najpierw zrobię zdjęcia,
póki jest jako takie światło, a potem zrobię resztę)
Wiciokrzew ucieszył mnie dwoma ostatnimi kwiatkami, niezmordowanie kwitnie goździk oraz mały
brateczek. I ogrooomną niespodziankę zrobiła mi chryzantemy! Kwiaty w pełni rozkwitły!!
Ładnie rozrósł mi się żarnowiec (mam nadzieję, że w przyszłym roku ucieszy mnie swoimi
pięknymi kwiatami) i ligustr (z jednego patyczka)
Rogownica kutnerowska całkiem zdominowała mi przestrzeń wokół jukki (a Iza Chatte mnie uprzedzała!

)
I moja wielka wierzba, której w tym roku ucieliśmy jedną gałąź, bo za bardzo się pokładała. Ta z lewej
musiała się kiedyś sama ułamać i tak została.
Udało mi się zabezpieczyć przed mrozem rośliny, trochę liści zgarnąć (drugie tyle zostało), powyrywać
resztę roślin jednorocznych i wyplewić jedną grządkę.
I to by było na tyle w tym roku z opowieści początkującego (ciągle) ogrodnika ... 