Aniu, chętnie Cię wezmę "na tapetę" w tej wiekopomnej wyprawie, bo marzy mi się zobaczyć Wrocław, w którym nigdy nie byłam
Marysiu pytałaś o nasze plany ogrodowe na ten rok... Monsz mój jest typem, który musi stawiać sobie misje. Zazwyczaj zabiera się do ich realizacji jak sójka za morze, ale jak już się weźmie, to działa dzień i noc aż do skutku. Należy w tym miejscu nadmienić, że Monsz pochodzi z domu "bez męskiej ręki", bo teść mój piecze doskonałe ciasta, robi przetwory, dobiera firanki, ale do wymiany żarówki wzywa elektryka

Mój Rodziciel natomiast jest typem "złotej rączki" i "co się nie da, jak musi się dać". Mężu ma więc wysoko postawioną poprzeczkę, która niesamowicie działa na jego ambicje

Walczy więc chłopina i choć nie zawsze wie jak, ale kombinuje.
Jego cele na ten rok:
1) Ogarnąć kompostownik, który w tej chwili wygląda tak
Prawda jest taka, że z kompostownikiem nie zrobiliśmy jeszcze nic

Dorzucaliśmy tylko kolejne warstwy na wierzch. Nie jest on właściwie wcale obudowany, nie ma jak wybierać przerobionej próchnicy.... Chcemy to przerzucić, zrobić wylewkę i porządnie obudować.
2) Podwiązać jeżyny do stelaża (który trzeba zrobić) które w tym momencie leżą na trawniku i zajmują ogromną przestrzeń zagłuszająć m.in porzeczki i rabarbar
3) Zbudować wędzarnię
Pewnie coś się tam wykluje w międzyczasie. Ale przy jego grafiku plany są i tak nadto ambitne.
Ja planuję w końcu posadzić truskawki (choć jeszcze nie mam pojęcia gdzie!) i maliny. Powoli kończy nam się miejsce na działce i najchętniej wzięłabym drugą typowo pod warzywa i jagodnik.... Ale Mąż stwierdził, że najpierw trzeba konkretnie ogarnąć jedną, znaleźć jakieś stałe miejsce do mieszkania, a potem dopiero porywać się na kolejne wyzwania. Ma rację. Kręgosłup mam jeden. No w sumie to drugi tytanowy,ale ten się nie liczy
Propos wyzwań. Właśnie pożarłam moją pożegnalną kolację (michę pyszniutkiego spaghetti) i od jutra
adios łasuchowanie - czas konkretnie wziąć się za siebie, bo od czasu skręconej kostki, a potem problemów z tarczycą zrobiło się mnie za dużo...

Za zmiany zabieram się tysięczny raz, ale po raz pierwszy mówię to na głos.

Żadnej radykalnej diety- mniejsze porcje, więcej wody i przede wszystkim RUCH. Jeśli jutro nie będzie tak porąbanej pogody jak dziś, to planuję rower lub kijki.
Będę się odmeldowywać.