
trzeba było ją zostawić,w końcu sama wybrała Twój dom

.A propos mleka ,to ja chodziłam po mleko do wsi tak drogą to godzinkę w jedna stronę,ale na skróty przez pola tylko 20 min,styczeń 2010, -27 ,słońce świeci ,śniegu do połowy moich ud,idę po mleko drogą, ale kawałek za moim zwyczajowym skrótem (pokonywanym w innych porach roku) patrzę a tam rolnik zaorał ten śnieg z lodem,no to mam szczęście myślę sobie,idę skrótem,co prawda nie wiem dokładnie w którym miejscu wyjdę,ale co tam,idę (teren pagórkowaty) dobrnęłam do połowy górki i stop,dalej było pole innego rolnika ,nie zaorane,robię krok ,
i zapadam się po pośladki,żeby zrobić drugi krok muszę się położyć na śniegu na boku, żeby móc wyjąć nogę,i tak na przemian,ale dam radę!Brnę przez te zaspy,śmieję sie na głos i widzę siebie na tym polu z przekrzywioną czapką rozpiętym kożuchem,pokładająca się raz na jeden bok ,raz na drugi,po dwóch godzinach już dzieliło mnie kilka kroków do drogi,odetchnęłam z ulgą i w tym samym momencie wpadłam powyżej pasa,zapomniałam że jesienią pogłębiali rowy.Ja po pas w śniegu metr od drogi,popłakania ze śmiechu,zanim się wygramoliłam trochę czasu minęło,na szczęście nie jechał żaden samochód.

Kobitka od mleka myślała że mi się coś stało ,bo tak spłakana do niej wpadłam,nie tłumaczyłam ,nie miałam siły.
