trzynastka pisze:Wiolu jak duże doniczki preferujesz do sadzenia fiołków?
i drugie pytanie jaka mieszanka ?
trzecie pytanko, ilu listeczkowe maleństwa sadzasz do własnych domków?
1 Doniczki mam różnej wielkości, w kubeczku 0,2 rosną od maluszka czasem do pierwszych kwiatków, potem przesadzam w 12-13cm, niektóre z czasem w większe .
2 Ziemia uniwersalna + pelit, na oko , do wiadra 10l ze dwa pudełka po dużym maśle roślinnym
3 W związku z brakiem czasu i obawą, że może potem nie będę miała chwili wolnej, oddzielam dość szybko, zdarza mi się nawet 2 listkowe, czasem jest taki gąszcz, że oddzielam część od listka i wsadzam nawet te malusie, ze zdziwieniem stwierdzam, że często się przyjmują. Wiosną fiołki lepiej się ukorzeniają, ale jesienią zachęcam do odsadzania raczej 4-listkowych.
Ja moje 8 odmianowych listków wsadzilam od razu do ziemi (uniwersalna + perlit) delikatnie wilgotna (taka z worka)w kubeczki po danonkach mega, potem kubeczki ustawiłam w przezroczyste opakowanie po kiwi a to wszystko wsadzilam pod worek, stoja na pokrywie od akwarium więc maja ciepło w nózki i póki co niezle sie trzymają
Śliczne Wasze piękności
Ja mam dwa NN , świeżo zakupione. Już je pokazałam w oddzielnym wątku do rozpoznania, ale tu jest znacznie więcej fiołkomaniaków, więc może się uda
Zdecydowanie ciepło przyspiesza ukorzenianie i wypuszczanie maluchów.
Ja ukorzeniam w kubeczkach takich jak do degustacji w supermarkecie. Potem rozsadzam też do takich i rosną w nich aż do zakwitnięcia. Ziemia uniwersalna i perlit a potem wkładam do mnożarki na ciepły kabelek od terrarium. I co ciekawe z braku miejsca mnożarka stoi w kącie więc ukorzeniają się przy sztucznym świetle.
Pierwszy raz bałam się odsadzić maluchy od listka ale po wielu rozsadzeniach już wiem, że rosną nawet takie malutkie z dwoma listeczkami. Bywało, że cała sadzonka nie miała więcej jak 1 cm. Wtedy wsadzam 2-3 do jednej doniczki a jak podrosną rozsadzam.
Ja też chciałabym dorzucić co nieco do tej kopalni wiedzy o fiołkach. Korzystając z własnego doświadczenia oraz z internetu i różnych forów chciałabym się z Wami podzielić, jak oddzielać listki potomne od matki.
Zdania kiedy sadzonki są gotowe do rozdzielenia są różne. Jedni twierdzą, że sadzonki fiołka z zielonymi listkami są gotowe do podziału, gdy łatwo możemy chwycić je palcami, natomiast inni mówią, że sadzonki powinny mieć wyraźnie rozwinięte cztery listki. Ale sadzonki fiołków z zielonymi listkami, nawet, gdy są bardzo małe mają większe szanse na przeżycie niż za wcześnie rozdzielone sadzonki fiołków pstrolistnych, które na początku są białe. Nie należy ich ruszać, nawet gdy będą już duże! Przesadzać można tylko wtedy, kiedy chociażby w połowie staną się zielone, w przeciwnym razie jeśli przesadzicie białą sadzonkę - ona zginie. Taka sadzonka nie jest przygotowana do życia bez listka-matki!
Zanim przystąpimy do pracy najlepiej ziemi pozwolić lekko przeschnąć, bo wtedy łatwiej rozdzielić sadzonki palcami, w przeciwnym razie może być potrzebny czysty nóż Ja go dezynfekuję płynem do WC.
Wyjmujemy delikatnie sadzonki z doniczki. Nawet, gdy sadzonki mają tyci korzonki lub nie mają ich wcale, to tak długo jak sadzonka jest zdrowa po wsadzeniu to zazwyczaj w ciągu miesiąca powinna wytworzyć korzenie.
Małą doniczkę (średnicy 5-6 cm) napełniamy podłożem, jaki stosujemy dla dorosłych fiołków. Ołówkiem robimy niedużą dziurkę głęboką na tyle, by sadzonka mogła się utrzymać, a następnie umieszczamy ją w dołku tak głęboko, by szyjka .nie była widoczna. Pamiętajmy, żeby nie zagrzebać malutkiego punktu wzrostu, który znajduje się w centrum rośliny. Następnie bardzo delikatnie dociskamy podłoże dookoła sadzonki.. Nie należy ubijać ziemi, żeby nie udusić korzeni.
Fiołki maja bardzo delikatne korzenie i nie powinno się za mocno ubijać podłoża, żeby "pozostawić dużo wypełnionych powietrzem korytarzyków dla rozrostu korzeni".
Jeśli sadzonka jest bardzo mała lub ma słaby system korzeniowy to można ją umieścić w szklarence lub nakryć workiem foliowym, który po kilku tygodniach, jak zauważymy przyrost będzie można ściągnąć.
Listka-matki (jeśli jest zdrowy) można użyć ponownie, żeby otrzymać następne sadzonki.
yolanta pisze:, kiedy chociażby w połowie staną się zielone, w przeciwnym razie jeśli przesadzicie białą sadzonkę - ona zginie. Taka sadzonka nie jest przygotowana do życia bez listka-matki!
Gdyż białe liście nie zawierają chlorofilu niezbednego w fotosyntezie
Kolorowe liście oprócz chlorofilu zawierają także inne barwniki. Z jednym wyjątkiem: kiedy liście są z natury lub wskutek prac hodowlanych pstre - z białymi plamami lub obrzeżeniem. Biała część liścia pozbawiona jest całkowicie chlorofilu i żyje kosztem rośliny. Dlatego też barwne odmiany zazwyczaj potrzebują silniejszego światła niż ich całkowicie zieloni .
Ja względem Was jestem początkująca, ale chciałam się podzielić swoimi spostrzeżeniami.
Z perlitem to się cały czas mijam i non stop o nim zapominam - STYROPIAN, to mój faworyt
Ja mieszankę ziemi przygotowuję następującą: ziemia do kaktusów, ziemia uniwersalna i drobne kulki syropianowe. W stosunku 2:1:1.
Styropian ładnie rozpulchnia mieszankę i jest cieplutki. Moje fiołki bardzo ładnie w tym rosną i kwitną. Większych kawałków styropianu używam do drenażu - daje to dużo powietrza i dobrą izolację nóżek
Ostatnio przestawiłam połowę fiołków na podlewanie "na knot". Po dwóch tygodniach widzę, że się to sprawdza - Fiołki przez te 2 tygodnie urosły więcej niż przez ostatnie 3 miesiące. Poprawę widzę zwłaszcza u odmianowych. Byłabym wdzięczna, gdyby któraś z Was z większym doświadczeniem i wprawą w tej metodzie ją opisała i opowiedziała o wynikach przy dłuższym terminie użytkowania tej metody.
O takim podlewaniu można poczytać na innym forum, według mnie za dużo cackania się , ja nie znoszę trzęsienia się nad zielonymi jak ma rosnąć - rośnie, jak nie - pada, podlewam tradycyjnie, do podstawki a te co nie mają podstawki normalnie pod liście i jedne okazy żyją od 15 lat jedynie je odmładzam, na początku mojej kariery fiołkowej miałam 40 sztuk kundelków teram mam 30 sztuk w tym 7 odmianowych a chciejstwa ciągle wielkie...
Celinko, popieram w całej rozciągłości. Ja też podlewam od góry, co prawda nie butelką tylko takim ciśnieniowym spryskiwaczem. Można bez problemu trafić między listki. Zauważyłam, że im bardziej chucham i dmucham to tym szybciej delikwent pada a jak zostawię w spokoju to rośnie. Tylko przy odmianach ciężko się powstrzymać ale to już taka choroba, że dla tych najpiękniejszych chcemy jak najlepiej. I często przedobrzamy.
Ja podlewam fiołeczki tylko przez podsiakanie, do podstawki, aż powierzchnia ziemi staje się wilgotna.
Po zastosowaniu rożnych metod rozmnażania u mnie najlepiej sprawdza się wsadzanie do osobnych doniczuszek od razu do ziemi. W woreczkach strunowych wypuszczanioe dzisiusiów trwa u mnie dokładnie tyle samo czasu co w ziemi, natomiast później jest kłopot z wyjęciem maciupeńkiej roślinki z woreczka i przesadzeniem jej do ziemi, bo znowu cały proces zaczyna się prawie od początku.
Gratuluję pomysłu założenia osobnego wątku. Nareszcie mamy wątek merytoryczny , bez tych ciągłych infantylnych całusków, buziaczków, dobranocek i przywitanek. Lubię czerpać z forum prawdziwą wiedzę i uczyć się od innych tego, czego sama nie wiem.
Rzeczywiście, zorganizowanie tego może być wymagające.Te fiołki co poszły na knot i tak musiałam przesadzić, zatem włożenie dodatkowo knota nie było problemem. Ja mam dużą kuwetę, na niej leży coś na kształt drabinki, a na tym stoją fiołki. W tym opisie z linku to wszystko wygląda na bardzo skomplikowane Też nie lubię się zajmować roślinkami ponad to, co niezbędne i po to właśnie postanowiłam spróbować tej metody. Dzięki temu zupełnie o fiołkach zapomniałam i dopiero wczoraj, po 2 tygodniach poszłam do nich i wody do kuwety dolałam, bo już mało było. To naprawdę pozwala czas zaoszczędzić - czasami dostawałam szału biegając ze strzykawką i konewką. Teraz każdy fiołek pije sobie przez knot kiedy tylko chce, a ja mogę wyjechać na 2 tygodnie i się nie martwić, że ktoś je przeleje albo zasuszy pod moją nieobecność co się zdarzało dość często.
Mi sie podoba
Jeżeli chodzi o ukorzenianie to metoda w wodzie nigdy się u mnie nie sprawdziła. Każdy listek mi gnił. Ja taplam w ukorzeniaczu i do ziemi, do osobnych pojemników. Wstawiam je następnie do akwarium, które pełni rolę szklarni, jest tam lampa, wilgoć i 26 stopni. Od tego momentu rosną, dopóki nie trzeba ich rozsadzić. nie muszę wietrzyć, tylko podlewam. Przez tą metodę jeszcze żadnego listka nie straciłam (nie licząc tych, którymi opiekował się mój luby przed erą akwarium). Woreczka nie próbowałam i raczej nie spróbuję skoro moja metoda się sprawdza. Poza tym podobnie jak Wandzie, nie chciałoby mi się paprać z kolejnym przesadzaniem...