Były u nas nas wczoraj dwie małe dziewczynki z różowymi kokardkami we włosach, Polki, mieszkające w Hamburgu. Przyjechały do dziadków na wakacje. Było wiele emocji, bo tyle ciekawych rzeczy wokół. Poszły do koników, do kurnika zobaczyć jak kury siedzą na grzędach, wygłaskały szarą kotkę, złapały żabki, karmiły Irę ciastkami i leżały z nią na trawie. Pomyślałam sobie, że to, co kiedyś było naturalne zamieniło się w egzotykę I że raczej już tak zostanie
Irminko, poproszę nasionka różowego krwawnika .
Z tą egzotyką to jest jak mówisz. Rzeczy kiedys normalne stają się egzotyką, a niegdysiejsza egzotyka, to dziś codzienność. Dobrze, że są takie ostoje jak u Ciebie. Ja swojego synka do cioci i wuja wożę, żeby wiedział co to krowa, kura, świnia ...
Ja też miałam wczoraj rodzinę zza Odry z dwoma dorosłym i córkami (jedna rodzona w Polsce). Młodsza urodzona w Niemczech nie chciała pić kompotu ze śliwek, chyba nie nauczona. Też z wielkim zainteresowaniem patrzyły na duży ogród, jarzyny, kury. Jeżdżą co prawda dość często na Śląsk, ale tam już nikt nie ma gospodarstwa jak kiedyś ich dziadkowie. Stajnie stodoły przerabia się na domy i garaże. Podwórka wykłada kostką, to gdzie by sobie kurka tam pogrzebała! Oj piękne te różowości!