Hej, czy delikwent z poniższych zdjęć ma jeszcze jakiekolwiek szanse na drugie życie, a jeżeli tak to czy metoda z kamykami będzie odpowiednia? Dodam, że nigdy przedtem nie ratowałam storczyków.
Storczykowi było tak "dobrze" u teścia. Najpierw został zasuszony, potem, w ramach panicznej, nieumiejętnej akcji ratunkowej, zalany wodą. W każdym razie dostałam zielone światło do eksperymentów i przywiozłam nieszczęśnika do siebie.
Korzenie przepłukałam roztworem płynu do mycia naczyń. Niestety, z ogromnej bryły korzeniowej nie został nawet jeden zdrowy kawałek, musiałam wyciąć wszystko (do tego po korzeniach biegały małe, jasne robaczki). Ucięłam też oklapłe (choć jeszcze kwitnące) pędy kwiatowe. Liście, jak widać, bez turgoru. Dodam jeszcze, że storczyk jest dość duży, największy liść ma 30cm (i jak byłam u teściów kilka miesięcy temu to jeszcze był piękny:(). Tak to wygląda na ten moment:




Jeżeli jest dla niego nadzieja, to mam kilka wątpliwości:
1. Jaka powinna być wielkość naczynia do reanimacji? Wiem, że fajnie by było jakby woda parowała też na liście, ale ze względu na ich wielkość to może być trudne (no i z dużego naczynia bedzie mi ciężko wylewać wodę)
2. Co z dostarczaniem wody do liści? Rozumiem, że mogę je często zraszać (pilnując by stożek wzrostu był suchy), czytałam też o mokrych okładach ale nie do końca wiem jak by to miało wyglądać... jaką powierzchnię liścia powinny przykrywać waciki? Czy mają być na liściach przez cały czas?
Z góry dziękuję za wszystkie sugestie.