Z mojego rozeznania (a jeśli chodzi o arbuzy, to naprawdę przetrzepuję internety w obu znanych mi językach każdego roku) oraz doświadczenia: NIE MA stuprocentowo skutecznej metody sprawdzenia, czy owoc jest idealny i nawet najlepszemu znawcy raz na jakiś czas zdarzy się wpadka. Odmiany też mają znaczenie - mój Niuniuś miał zieloną łyżeczkę, zielony wąsik, stukał na głucho, jak dębowy pień (opisywanie dźwięków słowami jest, eufemistycznie rzecz ujmując, mało pomocne), jedynie plama w ciemnożółtym kolorze wskazywała na dojrzałość (malutka, bo leżał na desce), a dziś go otworzyłam i wygląda tak:
Moim zdaniem odrobinę za dobrze ;) Ale jego smak i soczystość wystarczy.
Jadłam pyszne arbuzy, które miały plamę prawie białą, kremową, żółtą i wściekle żółtą. Takie, które miały uschnięty wąs, ale nie łyżeczkę, albo odwrotnie. A dla lubiących metody pradawne, przekazywane z pokolenia na pokolenie, mam taką ciekawostkę z USA (oczywiście, no bo skąd?

) - trzeba wziąć słomkę, ale słomianą, nie plastikową, może być uschnięta łodyga wysokiej trawy. Słomka ma być sucha i prosta, i mieć około 15 cm. Położyć na arbuzie prostopadle do pasków na skórce (czyli wszerz, nie wzdłuż owocu). Jeśli słomka, niczym igła kompasu, wychyli się o 45 stopni, to arbuz jest dojrzały, jeśli mniej, to jeszcze nie, a jeśli więcej, to przejrzały. Jak będzie wiał wiatr, to nie sprawdzicie
