Ranek w święto Trzech Króli wstał mroźny ale pogodny. Rano poszłam z Kaprysem na spacer, zrobiłam zakupy i czekałam aż eM się obudzi i pojedziemy na działkę.
Czasami mogę na to czekać bardzo długo, ale na szczęście jak coś zaplanujemy, to jednak wstaje bez ociągania. Tego dnia przestał się ociągać już o 9.30

Naprawdę to doceniam, szczególnie, że dla niego taka godzina to środek nocy. Oczywiście dotyczy to tylko dni wolnych od pracy, bo w inne to prawie nie kładzie się spać

Ubraliśmy się ciepło, na cebulkę. Nawet wzięłam czapkę, co zdarza mi się niezmiernie rzadko. Zdecydowanie wolę kaptury. Koniec końców i tak jej nie założyłam, bo zapomniałam zabrać z samochodu
Zaraz na parkingu mogłam dla Was zrobić pierwsze zimowe zdjęcie. Tutaj mimo wczesnej pory słoneczko już ładnie świeciło.
Po dotarciu na działkę okazało się niestety, że las skutecznie zasłania wszystkie promienie słoneczne. I widoki towarzyszyły nam jak w najbardziej ponury dzień

A miałam nadzieję, że jak przyjeżdżam zimą raz jedyny, to wszystko będzie na mnie czekało rozświetlone i błyszczące. A tu figa, brylanciki ktoś z roślin skrupulatnie pozbierał.
Poza tym nie mogliśmy dostać się do narzędziowni i już myślałam, że moje różyczki dalej będą musiały się trząść z zimna. Ale eM nie byłby eMem i oczywiście sobie poradził z tym kłopotem. Nawet starałam się mu pomóc i w czasie kiedy on szukał jakiegoś narzędzia, żeby odbić kłódkę ja starałam się ogrzać ją własnym oddechem

I jedyne co osiągnęłam, to to, że cała pokryła się szronem

No, ale tłumaczy mnie to, że w takich temperaturach rozum również ulega zamarzaniu i funkcjonuje nieudolnie. Najważniejsze, że w końcu udało nam się dostać do narzędzi i mogliśmy zacząć działać.
Gruba warstwa śniegu skutecznie ochroniła ziemię przed zamarznięciem i eM nie miał problemów z jej wydobyciem. On ładował do wiader i mi przynosił a ja sypałam kopce. Kopce usypałam pokaźne, a na koniec jeszcze wszystkie przysypałam śniegiem zgarniętym z trawnika. Oczywiście w tym całym zamieszaniu i pracowitym bieganiu zapomniałam zrobić zdjęć okopcowanym różom, ale takie widoki każda ma w swoim ogrodzie, to tam możecie sobie obejrzeć jak to wygląda

U mnie tylko jeden, dodatkowo przysypany śniegiem. Na dodatek mało widoczny przez zalegający cień. Ale coś tam widać, a jak nie to liczę na Waszą wyobraźnię.
Praca tak mnie rozgrzała, że nawet lekko się spociłam. Chyba pracowałam ciężej niż eM, bo on nie wyglądał na rozgrzanego

I tylko mnie popędzał jak na koniec chciałam jeszcze zrobić zdjęcia. I jeszcze ośmielił się powiedzieć coś takiego: "Jak zaczniesz przesadzać ze zdjęciami, to Ci powiem. Dobra?. Dobra. To już..."
Wyobrażacie sobie? Ale on po prostu nie czuje tej wiosny w sercu, którą czuje każdy zielonozakręcony

Nie chciał zaczekać marnych 15 minut, żeby słońce wlazło na działkę. I to przez niego zdjęcia są jakie są. A brakowało już tak niewiele. Zobaczcie sami. Już prawie wychodziło zza lasu
Ale działki w końcu nie sięgnęło. Trudno. Widoczki były jakie były i muszą mi takie wystarczyć. To jeszcze kilka
W drodze powrotnej słońce poczynało już sobie dużo śmielej. Biała droga wiła się przez las jak zamarznięta rzeka. Było pięknie jak w bajce

EM za karę musiał się kilka razy zatrzymać, żebym mogła cyknąć fajne fotki.
Do domu wróciłam naładowana energią i szczęśliwa. Praca na działce i słońce dało mi pozytywnego kopa. Chociaż mój młodszy syn znacząco popukał się w głowę, jak usłyszał gdzie byliśmy. Też tak macie?
Pozdrawiam i miłej niedzieli
