Dokładnie. Ja sama spokojnie przejadłabym ubiegłoroczne 235 kg (jak mi się skończyły, to trochę żałowałam, że tyle rozdałam, ale tylko trochę), bo arbuzy stosunkowo długo się przechowują, a jak ktoś ma w rodzinie więcej chętnych, to pół tony zejdzie w mgnieniu oka.
FreGo pisze: ↑18 sie 2023, o 11:30na pewno w tym roku ZW zjem a co z resztą to się zobaczy
Złota Wolicy pewnie zjesz, ale ten Janosik na folii i Crimsony to czarno widzę - nawet gdyby do końca września była piękna pogoda, to to już nie to samo - dni są krótsze, wrześniowe noce chłodniejsze, generalnie większość roślin czuje pismo nosem i zaczyna się zwijać z imprezy. A najbardziej mnie zastanawia, jakim cudem odwaliłeś taką manianę z tymi oponami na trawniku - przecież to było do przewidzenia, że trawa urośnie. Z inwestycji paru dych w agroszmatę też spokojnie wyciągnąłbyś znacznie więcej korzyści, gdybyś rozsadę zrobił na czas, no i może nie w ziemi z lasu, w której grom wie co siedzi i jakie ma parametry. Dziwię się dlatego, że przecież to nie jest Twój pierwszy rok z arbuzami.
Ja też wolę małe arbuziki, bo maks. 3 kg dziennie zjem, a większe muszę upychać w lodówce, w której w sierpniu i wrześniu i tak jest wszystkiego za dużo, ale jakoś wolę ich mieć 50, niż 5, bo pięć to mi nie wynagrodzi tych kilku miesięcy wyczekiwania i starań
Wypowiadam się jako niewielki (wg Twojej definicji) arbuziarz, bez linii kroplujących i tej strasznej chemii (a tak serio, to ta cała "chemia nawozowa" jest "identyczna z naturalną", tylko w formie proszku/granulek do rozpuszczania w wodzie. Azot to azot, potas to potas itd., nawozy sztuczne otrzymuje się poprzez przeprowadzanie minerałów fosforanowych, węglanowych i siarczanowych w dobrze rozpuszczalne sole (np. amonowe), tam nie ma żadnych złych czarów, i tyle - naprawdę nie wiem, dlaczego ludzie demonizują nawozy; używane rozsądnie są jak najbardziej pomocne i nieszkodliwe dla środowiska).
Właśnie podliczyłam tegoroczny zbiór, 65 sztuk, niech nawet połowa odpadnie jako mniej dojrzała albo niesmaczna, to na otarcie łez pozostałe 30 sztuk będę sobie jadła do końca września. Dzisiaj kilka ciut większych od krasnali:
Drugi Niuniulek ważył 6,5 kg, ale też odjechał z listonoszem, który musiał się do mnie telepać przez wertepy z psią karmą, a rano otworzyłam czterokilogramowego Sugar Baby:
Tę odmianę to akurat dobrze znam i lubię, cukier w nazwie zdecydowanie nie jest przypadkowy, a jednak w tym roku słodyczy mu brakuje. Jest smaczny, soczystość w sam raz, ale nazwałabym go raczej Not-Too-Much-Sugar Baby ;) Jak już
wokan wspominał - taki rok. Tylko Mini Blue mnie nie zawiodło (już tak reklamuję tę odmianę, że producent nasion powinien mi przysłać kilka torebek gratis

).
(Coś mi rozciągnęło te zdjęcia, ale nie chce mi się poprawiać).