
Oliweczko, do nas też już zimno doszło choć jak na razie to było całkiem fajnie, taka cieplutka jesień. Na jutro zapowiadają w Paryżu
pierwsze przymrozki, dobrze chociaż że wszystkie doniczkowe są już wniesione. Reszta musi się sama bronić przed zimnem.
Zielony dywanik tojeści jest śliczny nawet jeśli się rozłazi. Wygląda na to że można łatwo ją wyplewić tam gdzie się jej nie chce mieć bo korzonki
ma słabiutkie. Zobaczę jak będzie w zimie, bo nie lubię jak jest za łyso i rośliny które znikają w zimie nie będę tutaj trzymać. No cóż z deptaniem
to faktycznie będzie problem dlatego chcę położyć kilka płaskich kamieni by jej nie uszkadzać za bardzo.

Grażynko, takie najzwyklejsze liliowce fluvia to nie będę sadzić, ale może spróbuje jakiegoś bardziej dekoracyjnego ale musi być niski, bo wysokie
nie będą pasować, Może odmiana 'Bonanza' albo 'Stella del Oro' będzie pasować i do tego długo kwitnąć. Jest sucho całe lato i korzeni pełno bo tuja i
cyprysy są mocno ukorzenione i piją reszte wody. Ale co tam, zawsze warto spróbować

Krysiu, cieszę się bardzo że masz ładny weekend i czekam na nowe widoczki z Twojego ogrodu.

Aluś, czasami tak jest że w jednym miejscu nie ma chorób grzybowych a w drugim jest bardzo dużo. Dużo zależy od tego w jakim zdrowiu są
różyczki, bo te co mają dobre warunki, wystarczajaco dużo słońca, dobrą glebę i pokarm, do tego przewiew są mniej chore albo same się bronia
od chorób, a te wciśnięte między inne rośliny i bez wystarczajace słońca bronią się mniej i są bardziej chore.
A potem to jak już jest grzybek w jednym miejscu to trzeba wybierać wszystkie spadłe liście róż bo czarnaplamistość przechodzi zimę właśnie w
opadłych liściach i oczywiście pryskać, ale nie latem tylko raz na wiosnę zanim wyjdą nowe liście i raz na jesieni jak liście już opadły. Dokładne
opryskanie gałązek z każdej strony jest bardzo ważne by grzybek się nie ostał na gałążkach. Ja tak robię co roku i w tym roku tylko na sam
koniec mam kilka liści plamistych. Poza jedną różyczką miniaturką która jest chora przez cały czas. Chyba jakaś bardzo słabiutka i nie daje rady
się obronić. Dałam jej lepsze warunki tego roku i nic się nie zmieniło więc idzie tej jesieni na śmietnik.

Malwy przenoszą rdzę na róże i jeśli masz ją to trzeba koniecznie wyrzucić malwy na śmietnik i nie kompostować. Nie widziałam jeszcze u nas
zdrowych malw, one wszystkie mają rdzę. A róże z rdzą marnieją i wcale nie kwitną więc szkoda ich bardzo.

Szczawiki w zalezności od rodzaju robią właśnie takie grube korzenie jak dalie albo ryzomy. One takie zostaja w zimie a pewnie dobrze im było
u Ciebie jeśli tak pogrubiały od zakupu. U mnie wszystkie zostaja w ziemi poza bordowym oxalis triangularis, który jest wrażliwy na mróz.
W jego przypadku to raczej nie są takie bulwki tylko ryzomy jak krewetki. Wygrzebuję delikatnie z ziemi, obsuszam by strząsnąć ziemię i idą
do worka papierowego z suchymi wiórkami i torfem. Dobrze przykryte bardzo dobrze znoszą zimę w składziku i nawet mrozy im nie straszne.
Ponoć można tez je chodować w doniczce zimą w domu i dalej będą rosnąć. Ale u mnie parapety już się uginają więc poszły do składzika na
narzędzia.
Taruś, właśnie boję się że liliowce nie będą miały w tym miejscu wystarczająco słońca by kwitnąć, bo półcień to przynajmniej 3 do 6 godzin
dziennie a tam nie ma go więcej niż jedną czy dwie godziny i to w pełni lata i pełno korzeni co piją wodę. Ale może jednak spróbuję, nigdy nie
wiadomo

Milutkiego dnia
