Róż nie wykopałam, siedzą sobie tam gdzie były, zaczynam myśleć o położeniu czegoś co w sezonie skutecznie ukatrupi zadarniacze, może jakaś tkanina, kartony.. Nie wiem, jeszcze pomyślę. jakoś nie chce mi się walczyć i wykopywać. Chyba z czasem coraz bardziej leniwa się robię. Poza tym mam za dużo innych pilnych rzeczy do zrobienia.
Ku mojemu własnemu zaskoczeniu udało mi się ładnie przechować na oknie pelargonie.
W zeszłym roku wysiewałam z nasion i przed zimą wykopałam dwie i zaniosłam do domu. Podcięłam i posadziłam do doniczek. Kilka obciętych kawałków też wsadziłam w doniczki. Dwie mamuśki żyją a z piątki dzieciaczków dwa albo nawet trzy też przeżyły. Stoją na chłodnym parapecie.
Zaczęłam też od razu po Nowym Roku wysiewy. Eksperymentalnie oczywiście.

Wysiałam kilka pomidorków Vilma, odrobinkę żeniszka, bazylii i lobelii.
Powschodziły i stoją. Stoją na parapecie przy oknie, które jest często otwarte. Na pewno im zimno ale za to nie wybiegną, a zawsze coś jednak w doniczkach się zieleni.
Jeszcze nie planuję co gdzie i jak w tym roku.
Jakoś to będzie. Zawsze i tak mam większe chęci niż możliwości, więc postanowiłam się ograniczać. W końcu nie wyrwę kostki brukowej za siatką i nie posadzę tam roślinek.
A miejsca nie mam, no najnormalniej w świecie brakuje mi jakieś 20-30 metrów kwadratowych działki. Więcej nie bo kto by to wszystko ogarnął.
