Hejka!
Z tą wiedzą różaną to nie jest u mnie za ciekawie.

Poruszam się raczej instynktownie w dziedzinie różanologii. Sama to potrafię co najwyżej uświadomić sadzącym irysy bródkowe że jak się np. mieszka za Suwałkami to jednak nie trzeba oczekiwać powtórnego kwitnienia takiego English Charm

Natomiast sadzenie róż może nie odbywa się u mnie całkiem po omacku ale nie jest to do końca świadoma sprawa. Zdarza mi się kupić róże, które mnie zaskakują. Oglądałam w sieci i czytałam ale coś tam jednak mi się nie doczytało i taka Maria Theresia była dla mnie niespodziewanką. Nie spodziewałam się że jej kwiaty są takie płaskie, po prostu nie trafiłam na jej dobre zdjątka. Oczywiście jak zakwitła to w sieci natychmiast ujrzałam same płaskie różyczki, starannie sfoconą odmianę.

No i teraz mam dwa krzaczki różyczek, które są miłe ale nie są koniecznie tym o co mi chodziło. Pirouette na szczęście oglądałam już na tym forum, oczywiście czym prędzej musiałam przesadzić.

. Sieciowe "apricot" nie oddawało moim zdaniem koloru tej różyczki. A co do lekkości pióra, cóż, cierpię na słowotok.

Coś dla Ani DS. - z tego co mi tam majaczy to chyba Hamiltonka.
Ja postanowiłam kupić w zeszłym roku Lady of Shalott. Po pierwsze dlatego że wydaje mi się że jej kwiaty są bardziej "kubeczkowe" niż innych pomarańczowych austinek, po drugie mam Lancelota a to wg. legendy miała być parka. Połączyłam co Tennyson rozdzielił

.
Pozdrówka
K.
