lucy09 pisze: Elu, miło się z Tobą gawędzi. Co do słoików to moje eksperymenty. Ale od razu w ilościach prawie przemysłowych( ciekawe kto to będzie jadł?)
Ja właśnie szykuję się aby przezimować w Waszych ogrodach.
Napisz proszę o swoim sentymencie do Łodzi bo mnie to bardzo zaciekawiło.
Wymośc sobie wygodne miejsce przed monitorem, z jaką gorącą kawką lub herbatką malinową i będziemy sobie tak gawędziły w długie zimowe wieczory, a czas nam szybko zleci do wiosny

;:85
Jak tak czytam o Twoim eksperymencie i tych przemysłowych ilościach, przypomina mi się moja własna historia, kiedy to jeszcze będąc 'świeżo upieczoną' żonką, chciałam zaskoczyc mojego M, swoimi kulinarnymi umiejętnościami

Znalazłam w jakimś czasopiśmie przepis na zimową sałatkę warzywną, opatrzoną zdjęciem, tego baardzo apetycznie wyglądającego specjału

Zima długa, więc ilości musiałay byc od razu...właśnie przemysłowe

Wszystko poszło gładko i którejś niedzieli z dumą i uśmiechem podałam mężowi do niedzielnego obiadu, owe 'delicje'.....

Trzeba było widziec jego minę po skosztowaniu tych 'pyszności'....musiałam też spróbowac..... i wtedy wszystko stało się jasne....smakowała jak.....trawa....

Była nie do zjedzenia, chociaż próbowałam ją jakoś jeszcze ratowac, ale na niewiele się to zdało

Od tamtej pory stosuję tylko sprawdzone przepisy
Jedno mi się udało udało niewątpliwie.....mąż był jednak zaskoczony....
lucy09 pisze:Napisz proszę o swoim sentymencie do Łodzi bo mnie to bardzo zaciekawiło.
Właśnie w Łodzi ma swoją siedzibę 'Klub Briarda I Beaucerona'. Wydaje on biuletyn rasy, w którym zamieszcza zdjęcia psów tych ras. Wystarczy wysłac dobre zdjęcia swojego pupilka....no właśnie....DOBRE

Zrobienie psu, który ciągle jest w ruchu, takiego zdjęcia, wcale nie jest łatwe, niestety

Miałam wówczas analogowy aparat 'Yashica' i usilnie starałam się pstryknac jakąś fajną fotkę mojej rozbrykanej suczce, nie mając pojęcia, jak bardzo jest to trudne

. Wiadomo, w analogu żadnego podglądu, więc do momentu wywołania nie wiedzialam, co na kliszy się znajduje. Po wywołaniu pierwszej...szok...ani jednej, dobrej fotki

Oczywiście, nie poddałam się, kupiłam 2 klisze i do dzieła. Po zapełnieniu klisz zdjęciami, pełna obaw i nadziei, oddałam je do wywołania. Odebrałam fotki i znów portfel stał się lżejszy o kiladziesiąt złotych, a zdjęcia, klapa.....nie napiszę co cisnęło mi się na usta, bo za częso musiałabym wpisywac...piiiii, piiiii, piiii

W efekcie mam dziesiątki zdjęc nieudanych i tylko kilka, co najwyżej poprawnych
Tak to się własnie zaczęło.
Spodobało mi się pstrykanie fotek, a wkrótce mój M, uszczęśliwił mnie pierwszą cyfrówką
Moja sunia
Jej córka
