Witajcie

Piszę, aby się wyżalić i poprosić o poradę przy okazji. W tym roku miałam przepiękne pomidory, cieszyłam się z nich jak głupia. Niestety, w ciągu 24 godzin sporą część pochłonęła zaraza.

Choroba postępowała w zastraszającym tempie. Zostałam z ogromną ilością dojrzewających lub całkowicie zielonych pomidorów (oczywiście porażone owoce wywaliłam, część jest jeszcze na kwarantannie). Generalnie większość owoców jest zdrowa, bo od razu podjęłam akcję ratowniczą. Z Waszego doświadczenia, w jaki sposób najlepiej przechować taką ilość, aby dojrzały i plon się nie zmarnował? Na razie osuszyłam je i poukładałam na parapetach wyłożonych kartonem, zielone wymieszane z dojrzewającymi. Czy macie jakieś pomysły, które lepiej się sprawdzą?
Ogólnie nie stosuję żadnych oprysków, staram się po prostu wzmacniać same rośliny i dbać o porządek i higienę na grządce, poprzez palikowanie, obcinanie dolnych liści no i zachowanie odpowiedniej rozstawy w celu utrzymania cyrkulacji powietrza. Pomidory do połowy sierpnia trzymały się pięknie. Zaraza zaczęła się od Aurji dwarf, z którą nie robiłam nic, oprócz obcinania dolnych liści, które dotykały ziemi. Plony miała imponujące, to prawda, ale krzaki były gęste i mocno się rozrastały na szerokość, co chyba okazało się minusem.

Powtórzę tę odmianę w przyszłym roku, ale oddzielę ją od reszty pomidorów...