No , mam takie urządzenie , w postaci trzech chłopów

. A tak poważnie mówiąc , ze swojej posesji mam metr do drogi . Na podwórzu zaś chłopaki odgarną , by samochodami wyjechali , a z kostki brukowej gładko im idzie

.
Teraz nie ma takich zasp , ani też takich intensywnych opadów zimą , jak kiedyś . Drogi pamiętam nie były odśnieżane , zaspy na metr i więcej ...brnęło się czasem po pas . Mróz był tak siarczysty , dochodzący do - 32 *C , ale jakoś nikt nie narzekał , że zimno . CO nie było , Mama ogrzewała pierzyny na piecach kaflowych , by nam , dzieciom było ciepło w mrożne noce . Nie chorowaliśmy , a jak jakieś dopadło nas przeziębienie , to herbata z białego bzu , lipy , smarowanie sadłem , nacieranie spirytusem , gorąca , kopcąca słonina , która kroplami tłuszczu spadała na łyżkę mleka . Uodporniająco podawano nam tran ...bleee . Ale się rozczuliłam na samo wspomnienie dziecięcych lat .
Obok mojego domu jest wąwóz - w którym płynie strumyk , przychodzą tam bażanty , zające , a jakieś 300 metrów dalej , nawet sarny podchodzą , bo dwa km odemnie jest las .