Pierwszy od wielu dni dzień który oprócz czynności, od których nie da się uciec, mogłam poświęcić ogrodowi.
Zaległości takie, że nie wiedziałam czy wyrywać chwasty, wsadzać czekające rośliny, pryskać na mszyce ścinać przekwitłe kwiaty.
Wyznaczyłam sobie mały skrawek i popieliłam, co dziennie po trochu, żeby to była przyjemność, a nie harówka.
Z targów w Lubaniu przywiozłam sobie róże. Szukałam Munstead Wood, dla której trzymałam miejsce przy Abraham Darby, a skończyło się że kupiłam William Shakespeare. Zobaczymy różnie o niej piszą, na razie odwdzięczyła mi się i rozwinęła paczki, pokazując piękny kwiat.

Z planowanych zakupów dokupiłam czarny bez
Black Beauty, na którego czekało miejsce po wyciętym świerku (stał się bożonarodzeniowym drzewkiem). Ma on "zalepić" dziurę w moim roślinnym parawanie po lewej stronie kaliny koralowej.

Po prawej rosną już Eva i Aurea.

Zaczynają kwitnąć różowe kwiaty, będą na alternatywną nalewkę w kolorze różu. Kwiaty dzikiego czarnego bzu już M. zebrał, nastawił, charakterystyczny zapaszek czuć w całym domu .
Dzisiejszy niedzielny obiad na tarasie udekorowały rozwinięte maki wschodnie -Garden Glory i Orange Picotie.
