Zgodnie z daną sobie obietnicą pokonałam niechcieja i pojechałam na działkę, ostro wzięłam się do roboty i nawet sprawnie mi to szło. Wsadziłam korony, pościnałam badyle (kwitnące chryzantemy jeszcze oszczędziłam), wykopałam cebulki przekwitłych nerin, wykopałam żeniszki,przesadziłam jednego floksa i jedną chryzantemę, wykopałam dalie i stwierdziłam, że tylko jedną postaram się przezimować w cieplejszych warunkach. Pościnałam kwiatostany hortensji pnącej, których było ogromnie dużo i gdybym tego nie zrobiła, zbierałabym je po całej działce, a i sąsiadom narobiłyby podłoże. Zrobiłam już chyba ostatnie zdjęcia jeszcze kwitnących roślinek i przygotowałam kompost do podsypania różyczek oraz innych roślin wymagających kopczykowania. Zgrzałam się i było mi cieplutko pomimo wyjątkowo u mnie niskiej temperatury - tylko siedem stopni - tak niskiej jeszcze w tym roku nie było. W dodatku ciemne chmury wisiały nisko nad głową, potęgując niesympatyczne odczucia. Za to jutro mam mieć słoneczną pogodę i 10 stopni, a później już tylko coraz zimniej, zatem wykorzystam tę pogodę i dokończę planowane czynności.

Takie pierwiosnki sobie kwitną.

Dobrej nocy.





























Karpia można spotkać pewnie na każdym wigilijnym stole rozmaicie przyrządzanego, na moim obowiązkowo po królewsku. Robię go zawsze, mimo że przygotowanie go wymaga sporo czasu i musi być świeżo zrobiony, tuż przed podaniem.


