Zapamiętam sobie: bo właśnie sam sadzę orzechy w dolinkę, nad potoczkiem, że skądinąd nieużyteczna i wymyśliliśmy obsadzić toto czymś. Nie żeby zaraz plony mieć , tylko coby trochę porządku poczynić na nieużytecznem ugorze

Zaczem poszło trochę Lake'ów i Marsów w sam dołek, a przy potoczku nawet pekany. Zaś o kilka metrów npm wzwyż po jednym różnych różności, jak tam co da radę to będzie, w tym i Twój U01. Owoców za młodu nie oczekuję, byle drzewa zdołały przeżyć i wyrosnąć wyżej - to boczna dolinka, nie zastoisko, zamróz spłynie w dół ku głównej, gdzie zresztą Marsa i Lake ludzie mają, i żyją. Jakoś żyją, to i u nas może wyżyją.

Ale oczywiście przy przymrozkach cały ziąb z okolicy spływa sobie tąż dolinką...
Jeśli już o mrożeniu: wszystkie sadzonki z tej wiosny straciły całe przyrosty ubiegłoroczne. Nie tylko te z dołka, lecz również wysadzane w należyte miejsce, osłonięte, kilkadziesiąt metrów wyżej na (południowym zresztą) zboczu. I już kiedyś dawniej też tak miałem.
To dlatego wcześniej wspomniałem że wolę zostawić jakiś starszy kawałek pnia drzewku, na wypadek wypadku ...
Sadziłem głownie dwu-trzyletnie. Wszystkie odbiły z dwuletnich części pni, problemu nie ma, przycięlo się niżej i cześć. Z jednorocznych tylko ten U01 coś próbuje odbić, chyba jeszcze wyprowadzę; a kilka innych jednolatków wymarzło kompletnie, z zakopczykowaną nasadą włącznie. I szlus.

Co do rozmiaru orzechów słuszna racja: im mniejsze tym więcej roboty, a cierpliwość niby piękną jest cnotą, ale. Pamiętam jakieś typy Albigowej, co to niby wartościowe selekty, och i ach, ale ledwie do 3 cm dobijały, jak dobrze poszło - nosz człek nie jest maszynką do łuskania

Taki "płodny typ lateralny" lecz nieduży to właśnie w śpirytusie wylądował, co prościej a użytkowo, hm.. też przydasię.

A tak gwoli ilustracji tematu, czyli rozmiaru, poszukałem w piwnicy; ten wcześniej wspomniany laterał niezawodny, choć gorzki:

Owocuje corocznie (no, to dopiero jakie 6-7 lat), niezależnie od zim i przymrozków, obficie, mniej czy więcej. Antraknozę łapie, i trochę owoca jest zepsute, choć niewiele. Tylko kurczy się w suszeniu znacznie; i ta bardzo gorzka a ciemnawa skórka.
Mam jeszcze parę lepszych typów, lepszych jakością owocu acz nie plonem niestety, wierzchołkowe. Ulubiony jest bliźniakiem powyższego, odporniejszy na choroby, owoc zewnętrznie podobny ale jądro pięknie wypełnione, nie kurczy się, skórka jaśniutka i bez goryczki, albo prawie. Nie pokaże bo jako najlepszy zjadł się pierwszy.
Obydwa już zasiałem, a nuż trafi się siewka co zarazem smaczna i lateralna?
Inny faworyt jest w Krakowie, na nim też po każdej zimie owoc jest, ale tu mu łatwiej. Owoc ładny, skorupka cienka, nie całkiem wypełniony, acz w tym przypadku nawet zaletą bo łuska się świeżo na całe jądra- przegroda nie jest zrośnięta i można wyjąć. Trochę goryczki w skórce (umiarkowanie, zje się na świeżo ze skórką), aromat ładny, trochę zbiega się w suszeniu, lecz w sumie główną dla nas zaletą są te całe jądra, całkiem ozdobne.Z suszonego niestety już całego nie wydobędę, zeschnięta na sztywno przegroda nie wychodzi.

(na obu zdjęciach przeciętnej wielkości owoce z dwuletniego już zbioru, bo ubiegłoroczny był słabszy i zjadł się
