Pakowania i przeprowadzania się ciąg dalszy...wozimy rzeczy na raty; trochę swoim samochodem, trochę korzystając z uprzejmości dobrych ludzi, którzy mają samochód dostawczy

Końca jeszcze nie widać...chociaż dzisiaj nareszcie spakowałam różne drobiazgi typu szkło, porcelana i resztę książek ...trochę mi ulżyło
Dzisiaj przez moment załapałam lekkiego doła...co ja w ogóle robię? czy to dobra decyzja?
Po powrocie na wieś poszłam więc w grządki - tak dla higieny psychicznej - i wykonałam parę prac koniecznych, choć mało spektakularnych - usuwanie przekwitłych kwiatów, obrywanie listków różom (czarna plamistość grasuje...

) wycinanie trawy z miejsc niedostępnych kosiarce i takie tam
Niestety nadal coś poważnego dolega moim różom...kolejne dwie maja te same objawy, zdiagnozowane wstępnie jako wertcylioza...

To w sumie już 5, z których jedna padła całkowicie, druga chyba podzieli jej los, a pozostałe...zobaczymy. Ciekawe jest to, że wszystkie te róże były kupione w tym samym miejscu...
Ewciu maj - też zdarzało mi się przeprowadzać; wiem, że to trzeba po prostu wytrzymać
Ewa...no więc moja
Aurora sadzona jesienią nie kwitnie...pocieszyłaś mnie, że nie muszę jej spisywać na straty
Parę widoczków takich bardziej ogólnych.
