
Sprawy się nie poukładały - żyję w totalnym chaosie od ponad roku. Najpierw był remont
ciągnący się w nieskończoność, wiosna zastała nas z zaległościami dzieci, więc nauka, nauka, nauka.
Stale coś nowego dochodzi, Łukaszek w ośrodku, zabieramy go na weekendy, Natalka ma spore
trudności, które potęgują jej zaległości. Całą jesień od zeszłego roku do chwili obecnej ciągną się
choroby, atakując nas na zmianę. Dobrze, że kupno mieszkania zamknęło się pod koniec poprzedniego
roku. Zaczynam pomału łapać pion. Może się teraz zacznie jakoś powoli układać. Ale nowe
wysiewy za pasem.
Wymarzło mi sporo roślin poprzedniej zimy: nie odbiły trzmieliny, wymarzły mi wszystkie róże prócz
dwóch przy płocie wschodnim, kilka też sztuk z żywotników maleńkich, ale reszta pięknie przez
sezon podrosła. Rzadko też pieliłam, jak widać było na rabatach, bo nie było kiedy.
Nadal nie mam koncepcji, jak ma to wszystko wyglądać: oglądam masę ogrodów i nic nie jestem
w stanie wybrać i na coś się zdecydować. Kiedy urosły dalie, w których jestem zakochana,
uświadomiłam sobie swój błąd: powinny być sadzone przy płocie: konieczne są dla nich podpórki.
W tym roku już tego błędu nie popełnię. Jesienią kupiłam jeszcze dwa iglaczki, dwa jałowce płożące,
czerwonego berberysa i coś jeszcze, nie pamiętam. Jak puszczą mrozy, wkopię je do ziemi, bo brak zdecydowania, gdzie je posadzić spowodował, że zimują w doniczkach

Więcej grzechów nie pamiętam...
To do następnego raza, pa