Gosiu, nie musisz wcale z wawrzynka rezygnować.
Jest bardzo prosty sposób, by i cieszyć się jego kwiatami wiosną, i nie narażać później małych dzieci na zatrucie. Po prostu trzeba wczesnym latem delikatnie postrącać z krzewu młode, zielone jeszcze owoce. Łatwo odpadają, a trujące jeszcze wtedy nie są. Niewiele roboty i niewielka cena za możliwość podziwiania oblepionego wonnym, różowym kwieciem krzewu, gdy jeszcze wokół nieraz leży śnieg.
W moim ogrodzie rosły dwa OGROMNE wawrzynki i wychowało się troje młodszego rodzeństwa. Nic im się nie stało, bo jak byli mali, oczyszczaliśmy krzewy z niedojrzałych owoców, a jak już byli więksi, dokładnie im wytłumaczyliśmy, czego do rąk i do buzi brać nie wolno. A wawrzynki rok w rok kwitły wspaniale!
O tym, że nawet najbardziej trujące rośliny same ludzi nie gonią, by im krzywdę zrobić, wspominać chyba nie warto
