tom_ek pisze:A tu przykład z artykułu D. Panco na różnice w uprawie w podłożu klasycznym i w podłożu zbliżonym do naturalnego:
Rośliny wyglądają jakby były uprawianie w słonecznym i zacienionym miejscu. Tak wygląda to przynajmniej u mnie w kolekcji. Pytanie też, co jest w składzie nawozu mineralnego. Baniaki robią się, gdy podaje się dużo azotu, to wiemy nie od dziś. Zatem pytanko, co Twój przyjaciel z Rumunii podaje w mineralnym nawozie.
tom_ek pisze:Ale jeszcze raz - Ci, którzy w ten sposób uprawiają, uważają, że jest do odtworzenia, w każdym razie rośliny im w takim podłożu żyją i rozwijają się.
No właśnie. To jest powoływanie się na innych. Wolę, byśmy dzielili się tutaj swoimi doświadczeniami. Inaczej mam obawy, że może działać efekt głuchego telefonu.
tom_ek pisze:No właśnie, mam od niedawna takie podejrzenie, że pH podłoża aż tak wielkiego znaczenia dla roślin nie ma. Może to dla nich raczej kwestia gustu, smaku, a nie przetrwania. Np. jeśli kogoś, kto lubi mięso a nie smakują mu warzywa karmić tymi drugimi, to żyć będzie, zdrowy też będzie, ale nie będzie mu to smakować. Ale może też inaczej będzie się rozwijać niż wówczas, gdyby jadł mięso? A może to głupie porównanie. To, o czym pisałeś, znajduje też potwierdzenie np. tutaj (strona poświęcona Echinocereusom) - pH gleb, na których rośnie dany gatunek waha się wcale nierzadko w przedziale od 4,5 do nawet 8 pH.
Rozmawiałem z kilkoma osobami, które znają się na kaktusach. Wg nich kaktusy mają umiejętność wytwarzania wokół swoje systemu korzeniowego właściwego dla siebie pH. Nawet, jeśli
podłoże jest lekko zasadowe to w obrębie systemu korzeniowego kaktusa staje się ono lekko kwaśne. Trochę to dla mnie dziwne i nie mam na to żadnego potwierdzenia, więc za bardzo ta teoria do mnie nie przemawia. W kolekcji raczej coś takiego nie ma miejsca, bo jeśli
podłoże staje się zbyt alkaliczne kaktusy (w większości przypadków) przestają dobrze rosnąć.
tom_ek pisze:Ale czy z tego nie wynika, aby, że próchnica jest jałowa już po pierwszym zimowaniu? Czy źle to rozumiem? A może już rozpuszczonych soli jest jeszcze na tyle, by starczyło na kolejny sezon - dwa?
Wg mie nie można ustalić jakiś konkretnych zasad i stać ze stoperem w ręku nad doniczką i o kreślonej sekundzie przesadzać rośliny bo później to one już rosną w jałowym podłożu. To są procesy rozłożone w czasie o różnej intensywności zależne od wielu czynników zewnętrznych. Należy obserwować swoje rośliny i odpowiednio działać. Jak przestają rosnąć a chcemy, by były większe to należy je albo przesadzić albo dać nawozu. Osobiście dodaję trochę próchnicy, by zabezpieczyć rośliny na wypadek niewłaściwego zasilania nawozem mineralnym i to bardziej pod kątem mikroelementów niż podstawowych NPK. Chodzi o to, że jak czegoś będzie za mało w nawozie mineralnym to próchnica dostarczy ten składnik moim roślinom.
tom_ek pisze:Natomiast co do wyboru między nawozem sztucznym a naturalnym - to wpływu na uprawę mieć nie musi (ale może ma, jeszcze nie wiem), dla mnie, jak pisałem, to raczej kwestia "filozofii" uprawy.
A co je między sobą różni? Atomy w nawozie sztucznym są kwadratowe a w naturalnym okrągłe?
tom_ek pisze:I mimo wszystko glina w niewielkich ilościach jest dość szeroko może nie polecana, ale uznawana, więc może coś na rzeczy jest?
A może w tym jest więcej wiary niż zweryfikowanych danych? Coraz mniej jestem przekonany do zbawiennego działania gliny. Na pewno zawiera ona żelazo potrzebne do budowy chlorofilu. Dlatego po wypieczeniu glina robi się czerwona. Nie mam w tej materii żadnych konkretnych wniosków. Wg mnie można jej dodać ale można także jej nie dodawać do podłoża.
tom_ek pisze:Wracam do endofitów. Czy proces da się odtworzyć w doniczce? Pisałem kto, od jakiego czasu i z jakimi efektami tę metodę stosuje, więc wychodzi na to, że się da, a nie mam powodów, żeby tym osobom nie wierzyć (ale doniczek używa się tam naprawdę dużych). Natomiast czym innym jest kwestia odtwarzania podłoża naturalnego w doniczce (o czym już pisałem), D. Panco w paru miejscach powtarza, że ani to konieczne, ani możliwe, a często też dla roślin zabójcze (np. podłoże w 100% gliniane; do samej gliny raczej zniechęca, ze względu na jej właściwości fizyczne, ale nie chemiczne - tu przeciwnie); choć pisze też, że niektóre kaktusy uprawia w podłożu składającym się w 100% z gipsu. Ogólnie - nie da się przecież odtworzyć złożoności i bogactwa tego wszystkiego, co się dzieje na dużych obszarach, w paru cm sześciennych doniczki, to jasne. Idzie o dobór odpowiednich minerałów, ich mieszankę, ewentualne dodatki i modyfikację w zależności od habitatu (szczegóły w artykule). Napawa optymizmem to, że endofity nie żyją w skałach, ale w kaktusach (są też przenoszone do nasion); na wszelki wypadek dodaję do podłoża mchu, licząc na to, że są w nim podobne bakterie. Mam też zamiar sadzić w podłoże "uaktywnione" biologicznie (wiesz pewnie o używaniu mieszanki podłożowej sezonowanej pod chmurką, o czym ja usłyszałem od Kolegów z Lubelszczyzny).
Jak pisałem wcześniej. Wg mnie, aby móc ten proces odtworzyć w doniczce (co wg mnie jest niemożliwe) należałoby utrzymywać cały czas 100% wilgotności podłoża, by drobnoustroje odpowiedzialne za ten proces mogły działać. Jeśli jest sucho, to proces zatrzymuje się a by go ponowić po podlaniu pewnie potrzeba czasu, by znów drobnoustroje się odtworzyły. Urzymywanie ciągle wilgotnego podłoża jest sprzeczne z koncepcją zabezpieczenia korzeni kaktusów przed ewentualną infekcją wiec wg mnie to ślepy zaułek w uprawie tych roślin.
tom_ek pisze:Pisałem, że sporą część kaktusów (od ok. 3 lat) trzymam w podłożu, w którym czarnego jest nie więcej jak 20%, a kwarc to 0-50%, zastępują go inne kamyki, do tego ok. 10% gliny. WSZYSTKIE KAKTUSY (z wyjątkiem siewek rocznych, czasem dwuletnich) nawożę 2, góra 3 razy do roku, wiosną i jesienią, połową dawki (nawóz Substral 3:5:7). Podlewam stosunkowo rzadko, doniczki raczej ciasne.
Ale to jest przecież standardowa uprawa kaktusów. Zarówno udział frakcji organicznej jak i częstotliwość i intensywność nawożenia u Ciebie są standardowe. Nie piszesz tylko jak często podlewasz. Ja daję nawóz co drugie podlanie i też mi to wypada gdzieś 3x w sezonie. Podlań może mam ze 6-8 wliczając w to ze dwa wiosenne niby podlania pobódkowe oraz fakt, że wiosną nawóz podaje się dopiero gdy rośliny są w pełnym wzroście. Zatem trochę przestaję rozumieć o co my tu się spieramy. Z jednej stronie piszesz o mineralnej uprawie kaktusów a drugiej strony uprawiasz swoje rośliny jak praktycznie cały świat.
Poniżej moje geohintonie uprawiane w piasku i 20% ziemi po jakichś 10 latach w kolekcji. Oczywiście są na własnych korzeniach. Kupiłem je jako takie kajtki jak u Ciebie na fotkach. Kwitną mi w tej chwili co roku. Sorki za murarską jakość zdjęć.
Tutaj dla porównania Parodia occulta TB5965.2/MU548.1 z uprawy w moim foliaku (po prawej) i z uprawy balkonowej (po lewej).

W naturze w czasie spoczynku wyglądają one tak:

Jak się napiją to są takie:
Jak dla mnie ważne jest słonko no i może skład nawozu, którym rośliny się podlewa a nie skład podłoża.
I jeszcze jedno. Nie wszystkie kaktusy to kurduple, które rosną w szczelinach skalnych. Jest duża grupa duży roślin, rosnących często w trawie, na żyznym podłożu. Są to kaktusy kolumnowe rosnące w lasach, albo oroje rosnące w trawie często razem z ziemniakami. I te rośliny słabo rosną w tak ekstremalnej uprawie. Mam 10-letnie oroje uprawiane jak lobiwki, które mają jakieś 4cm średnicy i chyba za mojego życia ich kwiatów się nie doczekam. W naturze były to rośliny o średnicy czasem i 30cm. Z tych samych nasion, które ja przywiozłem Czesi mają już duże, czasem i 10cm rośliny, które pewnie im już kwitną. Powoli zaczynam tracić cierpliwość, bo życia mojego zabraknie, by zobaczyć kwiaty na tych orojkach. Pewnie za jakiś czas posadzę je w żyźniejsze
podłoże, zacznę częściej podlewać niż raz na 3 tygodnie i pędzić dobrym nawozem. Bo te roślinki pewnie tego wymagają. Wg mnie jest dużo więcej takich kaktusów. Pewnie spora część gymnaków, duże lobiwie (np. dawny rodzaj Soehrensia), spora część echinopsów, pewnie jakieś notokaktusowate itp. O tym także trzeba pamiętać.