@ Dario28 Wręcz przeciwnie, co wyjaśniłem w moim poprzednim poście. Same badania kosztują ciężkie miliony. Na jedną molekułę, którą uda się wprowadzić na rynek, przypadają setki, ba, tysiące substancji które odpadły na różnych etapach testów – a to już in vitro, a to w testach na zwierzętach, a to w którejś fazie badań klinicznych – a to wszystko kosztuje. Więc jak już firma wkłada takie pieniądze, to chce zwrotu inwestycji. Tymczasem w wypadku antybiotyków zwrotu nie będzie: biorąc pod uwagę problemy z lekoopornością, każda nowa molekuła zostanie przez lekarzy opatrzona mianem „antybiotyku ostatniej szansy” – i będzie używana jedynie wobec szczepów całkowicie odpornych na inne, już obecnie stosowane antybiotyki, właśnie po to, żeby uniknąć wykształcenia odporności również i na nią. Tak jak dzisiaj jest chociażby z wankomycyną. Koniec końców rocznie może kilkaset terapii tym lekiem będzie przepisywanych na całym świecie, a każda o dość krótkim trwaniu… Z ogromnych pieniędzy zainwestowanych w rozwój zwrot byłby marny, chyba że każde opakowanie leku sprzedawano by za kilka tysięcy… Ale wtedy prawdopodobieństwo jego przepisania jeszcze by spadło (ze względu na naciski ubezpieczalni) i kółko się zamyka… A jak sobie inwestujesz w leki poprawiające stan pacjentów w chorobach przewlekłych, to masz żyłę złota – bo nie „ryzykujesz”, że pacjenta uda się wyleczyć definitywnie i wedle wszelkiego prawdopodobieństwa będzie on łykał Twój produkt latami, być może do końca swojego życia zapewniając stałe źródło dochodu…
Pozdrawiam!
LOKI