Przepraszam że dopiero teraz odpowiadam, ale nie mogę się zgodzić z Tad.
Nie idiotyzmy, a nazwał bym to raczej zdrowym rozsądkiem i ograniczeniem rabunkowego wykorzystania wody.
Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy nie będzie to uregulowane żadnymi ramami prawnymi. Powstanie wtedy wolna amerykana. Ludzie będą demolwali cieki wód podskórnych w/g własnych widzimisię, aby tylko wykopać sobie staw, bo o stawy tutaj chodzi. I będzie tak jak w Twoim przykładzie w USA, wodę do picia dowożą w butelkach. Inny przykład, w wyniku rabunkowego i niczym nie ograniczonego pozyskiwania wód gruntowych i podziemnych stepowieją do niedawna bogate w typową roślinność prerie, powoli stają się po prostu pustynią. Czy o takie gospodarowanie wodą nam chodzi, chyba nie chcemy zamiast naszych lasów mieć stepy, nie chcemy aby woda pitna była dowożona do domów w pojemnikach. Bo wody w Polsce mamy coraz mniej. Pozwolisz że Ci coś zacytuję:
"W Polsce również występują deficyty wody, największe problemy mają regiony Górnego Śląska, Krakowa, Łodzi i Kielc, a także Szczecin."
Pozwolicie, że pozostawię to bez komentarza.
Dla oczek wodnych, jak wiecie nie trzeba pozwolenia budowlanego, a jedynie zgłoszenie do gminy lub starostwa.
A stawy ludzie budują nawet o głębokości 4 m i nikt mi nie powie, że nie wpływa to na cieki wód gruntowych. Są również takie stawy, gdzie budowa nie powinna mieć miejsca ponieważ, nie ma tam odpowiedniego źródła wód podskórnych zasilających staw. Wobec czego, staw ma zmiany poziomu lustra wody dochodzące sezonowo w najlepszych wypadkach do 1,5 m.
A stawy z mnichami zasilającymi staw, z naturalnych wód powierzchniowych, czy też można by było budować bez jakichkolwiek pozwoleń? Już widzę te strumyki zasilające takie stawy, dwa trzy stawy na jego cieku i za stawami nie ma strumyka.
Owszem, uważam że powinny być duże ułatwienia w załatwianiu tych pozwoleń, większość opowieści o problemach z uzyskaniem pozwoleń wynika z niewiedzy osób starających się o nie, a wiedzę którą mają czerpią z internetu. A tam, można rzeczywiście nabawić się bólu głowy czytając większość wypowiedzi i człowiekowi rzeczywiście przechodzi chęć do budowy rekreacyjnego stawu na swoim gruncie. Ale widzę światełko w tunelu. Pozwolicie więc, że zacytuję wypowiedź jednej z użytkowniczek innego forum poświęconego oczkom wodnym, która taką drogę przez urzędy ma już za sobą, ty
TAD znasz tę wypowiedź:
"Aspekty formalne budowy niedużego stawu.
Sama kilka miesięcy temu przymierzałam się do wykopu małego stawu więc jako laik zaczęłam od zbierania informacji na necie. To co tam spotkałam było niepocieszające, dlatego tym wątkiem chcę przynajmniej od swojej strony obalić tą plotkę (tak, uważam to za bezpodstawną plotkę) która głosi że przy tego typu inwestycjach występują ogromne problemy i koszty. Otóż, ja na jakiekolwiek z nich się nie natknęłam. Owszem, procedura jest procedurą i należy trochę poczekać, nie mniej urzędnik jest po to by nam pomóc a nie zaszkodzić.
- 1. Pierwsze co należy zrobić to wykonać ,,mapę do celów projektowych??. Koszt 350 zł. Mapę wykonuje geodeta.
2. Kolejny krok to udanie się do starostwa powiatowego i poproszenie o ,,wypis uproszczony z rejestru gruntów??. Koszt hmm? 5zł -18 zł. Ten wypis jest nam potrzebny do projektu ? chodzi o to kto sąsiaduje z działką na której chcemy wykonać staw.
3. Następnie idziemy do Gminy ( w moim przypadku, bo staw kopany był poza miastem, na wsi ? jeśli kopany jest w obrębie miasta to należy się udać do urzędu miasta) po ,,Wypis i wyrys z miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego??. Jednak do gminy należy się udać dopiero gdy będziemy mieli gotowe mapy (patrz. punkt 1). Dwa z sześciu egzemplarzy map otrzymanych od geodety ( jeden duży,drugi mały format) składamy w gminie wraz z wnioskiem o ,,wypis i wyrys???. WAŻNE jest to, aby jako powód w składanym wniosku podać ,,rozbudowę lub np. budowę budynku mieszkalnego??, tym samym unikniemy opłat i zamiast zapłacić 80 zł nic nie zapłacimy ( to mi doradził zupełnie mi nieznany ten rzekomy ,,wredny?? urzędnik.
4. Jeśli wszystkie powyższe dokumenty już zgromadzimy wraz z kolejnymi dwoma egzemplarzami map oraz aktem notarialnym świadczącym o tym że jesteśmy właścicielami gruntu idziemy do projektanta od spraw wodno melioracyjnych. O takiego człowieka warto zapytać w starostwie. Oni mają namiary na takich ludzi ( albo w wydziale architektury albo w wydziale rolnictwa, leśnictwa i ochrony środowiska).
Podsumowuję dokumenty:
- Dwa egzemplarze map do celów projektowych ( jedna w małej skali, druga w dużej)
- Wypis uproszczony z rejestru gruntów
- Wypis i wyrys z miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego
plus
- Akt własności działki lub akt notarialny
5. Projektant na podstawie pow. dokumentów wykonuje projekt. Tworzy ,,dokumentację techniczną?? w 5 ?ciu egzemplarzach oraz dwa opracowania ,, operat wodnoprawny??. W sumie to na pierwszy rzut oka niczym się owe opracowania nie różnią, jednak w tym drugim podane jest przeznaczenie planowanego stawu sporządzone jezykiem nietechnicznym. W moim przydatku był to staw rybny służący celom własnym - rekreacyjnym z możliwością wędkowania. Koszt całkowity mojego projektu jak i nadzoru budowlanego wyniósł 600 zł.
6. Jeśli już projekty mamy gotowe to udajemy się do starostwa do wydziału ,,Rolnictwa, leśnictwa i ochrony środowiska?? (Starostwo) z dwoma egzemplarzami opracowania ,,Operatu wodnoprawnego??, oraz z ,,Opisem prowadzenia zamierzonej działalności sporządzony w języku nietechnicznym?? (swoją drogą mi to napisał projektant i dołączył do operatu). Tam je składamy wraz z otrzymanym wnioskiem i uiszczoną opłatą (proszę się nie martwić, gotowy blankiet bankowy też Państwo otrzymacie ;o)) 217 zł. Czekamy na decyzję. Trwa to jakiś miesiąc. Warto w trakcie tej procedury zajrzeć raz czy dwa i zapytać jak tam się sprawy mają ;o) Zawsze to wychodzi szybciej, jak się pozawraca komuś głowę.
7. Po otrzymaniu zgody i wydaniu pozwolenia wodnoprawnego na wykonanie stawu idziemy do Wydziału architektury (Starostwo). Tam mówimy o co chodzi że otrzymaliśmy pozwolenie wodnoprawne itd. i wypełniamy otrzymany druk wraz z wnioskiem. Płacimy opłatę w wysokości 155 zł składamy wszystko i tak jak wyżej czekamy 1,5 miesiąca. I tutaj też w trakcie procedury warto zajrzeć i zapytać jak się nasze sprawy mają.
8. Tutaj następuje punkt kulminacyjny ;o) Otrzymujemy z wydziału architektury zatwierdzenie projektu budowlanego z udzielonym pozwoleniem na budowę stawu. Z tą decyzją idziemy do ,,Wydziału nadzoru budowlanego ?? (Starostwo) i tam bierzemy dwa wnioski. Jeden dla nas który wypełniamy i jeden dla naszego projektanta. Spotykamy się z projektantem on to wypełnia przy okazji ustalamy termin wykopu, dodaje ksera wymaganych dokumentów (chodzi o jego uprawnienia) i wracamy do ,,Wydziału nadzoru budowlanego?? (Starostwo). Tam, to wszystko składamy i otrzymujemy blankiet do zapłaty za dziennik budowy w wys. 10 zł. Płacimy, wracamy, otrzymujemy świstek i idziemy ponownie do ,,Wydziału Architektury?? (Starostwo) po dziennik budowy. Pozbywamy się najlepiej od razu dziennika budowy oddając go projektantowi i już po 7-u dniach możemy kopać ( tak przynajmniej wskazujemy podając datę w pow. wniosku)
9. Jeśli już roboty są zakończone, projektant wypełnia dziennik budowy który należy zanieść do ,,Wydziały nadzoru budowlanego?? (Starostwo) i zgłosić zakończenie robót. Mamy na to 3-y lata
I to, cała filozofia administracyjnej budowy stawu. W sumie można ją było opisać jednym zdaniem ,,należy iść do projektanta i on wszystko powie jakich dokumentów potrzebuje, a resztę dowiemy się poprzez etapy przechodzenia z komórki do komórki w danym urzędzie??. Przy czym wszyscy są mili, spokojni, pomocni i uczynni, i tak jak jedna Pani w urzędzie mi powiedziała - ,,my jesteśmy po to by pomagać a nie zaszkodzić?? i tak w rzeczywistości na każdym z etapów tego całego załatwiania było. Poza tym kasa któą się zostawia w urzędzie nie jest wcale duża (cały koszt administracyjny opisałam powyżej czyli 1350 zł bez 80 zł kosztów za "wypis i wyrys...").
Pozdrawiam,
Katarzyna"
I tak to wygląda w rzeczywistości, Katarzyna załatwiała te pozwolenie w 2008 roku i pewien jestem że do tej pory jeszcze się w urzędach poprawiło. Chodzi mi o stosunek do petenta, bo przepisy się nie zmieniły. Może ceny mogą się trochę różnić, lecz myślę że raczej niewiele.
Myślę również, że najważniejsze jest nasze podejście do urzędnika. Pokutuje w nas jeszcze obraz urzędnika jako pana i władcy który wszystko może, a my zdani jesteśmy na jego łaskę i niełaskę. To już się zmieniło, dzisiaj, jak pisze zresztą Katarzyna, urzędnik jest po to aby nam pomóc, a nie utrudniać nam życie.
Spróbujmy podejść do okienka czy pokoju w którym urzęduje urzędnik, nie jak pies do kota, z dystansem. Podejdźmy tam na luzie, myśląc że urzędnik to taki sam człowiek jak my, z takimi samymi problemami i tak samo zapracowany jak my, więc potraktujmy go tak jak my sami byśmy chcieli aby nas traktowano. Przede wszystkim wejdźmy uśmiechnięci, naprawdę uśmiech topi wszystkie lody jakie mogą występować między nami a urzędnikiem. Nas to nic nie kosztuje, a osoba z którą rozmawiamy wie, że ma do czynienie z kimś miłym któremu przyjemnie jest pomóc, a nie z kimś nadętym, nastawionym do urzędnika kontra i traktującym go jako zło konieczne. Pamiętajmy, to są też ludzie, ludzie tacy sami jak my. Zapomnijmy o starych stereotypach urzędników, to już nie te czasy, "to sobie ne vrati pane Havranek"