Była dwa dni temu burza i popadało. A że ja podlałam solidnie dzień wcześniej, więc niech mi róże nie wmawiają, że je suszy. One mi nawet tak nie sugerują, ale wolę uprzedzić, że sobie nie życzę.
Ogólnie mamy czas drugiego kwitnienia. Czyli na niektórych rabatach jest jeszcze zielono a na innych już coś się ruszyło. Bo nie da się przewidzieć i sadzić tak, żeby skoro nie wszystkie na raz, to niech kwitnie co druga i będzie ładnie. Potem ta co pierwsza i tak dojedziemy do listopada.
Rankiem, póki mam urlop, zabieram do ogrodu kawę i aparat. Zawsze coś mi się w ten obiektyw rzuci, więc dzisiaj będzie poglądowo.
Zacznijmy od młodego Leonardo da Vinci. Kupiłam tę sadzonkę w lipcu w doniczce, w niedalekim sklepie ogrodniczym, gdzie róże już zostały przebrane. Więc Leośków było kilku i nie najlepszej jakości. Ot gałązki z listkami. Zero pąków czy nowych przyrostów. Dwa dni temu wyglądał tak:
Tytuł róży niezawodnej w pełni zasłużony. Specjalnie zostawiłam w kadrze gapiącą się z góry Lady of Shalott, bo mam nadzieję na ładną z nich parę. Ten krzyż na zdjęciu nic nie sugeruje, to po prostu ochrona dla Leonarda
Moja Louise Odier jest u mnie czwarty sezon, z czego dwa razy była przesadzana, bo za bardzo jej się urosło. W końcu wylądowała na tyłach ogrodu, ale tam miejsca ma, że ho ho. Wyrywana była z poprzedniej miejscówki dosyć brutalnie, przycięta bardzo krótko i czekałam na jej reakcję. Miałam nadzieję, że do końca sezonu zobaczę nowe pędy i listki. Ale ona posunęła się dalej:
Kochana moja, mam co wąchać...
A za nią jest sterta gałęzi, która została tam umieszczona z myślą o zwierzątkach dzikich, szczególnie jeżach. Ale mimo, że mogłyby tam sobie urządzić hotel piętrowy ze spa, to one jakoś tam nie chcą mieszkać. Chyba muszę się ogłosić na jakimś portalu nieruchomości czy co? No, chyba, że urządziłam im takie lokum, że z niego nigdy nie wychodzą...
I kolejna róża, której wystarczy nie przeszkadzać. The Fairy. Ręka do góry kto pamięta kiedy ją ostatnio pokazywałam. Chyba dwa lata temu, na początku jakoś. Albo i wcale. A ja ją mam cztery lata. Rośnie na rabacie, do której miałam daleko, tak ze dwadzieścia metrów i tak sobie ta rabata zarastała... zarastała..., że potem jak już nawet tam dotarłam to mi ręce odmawiały posłuszeństwa na jej widok i szłam zająć się czymś mniej wymagającym. Ale po przycięciu świerków, rabata owa uwidoczniła się, więc trzeba było ją odkopać. I tak sobie rwałam to zielsko, rwałam, patrzę - a tam The Fairy w całkiem niezłej formie. Dopiero teraz jej wycięłam pędy pozimowe
Nawet nie pamiętam, żebym jej w tym roku coś sypała...
Ma jeszcze kwiaty i już kolejne, grona malutkich pączków. To tylko tyci fragment krzewu.
Kolejna bohaterka to Garden of Roses, szczególnie jeden z nich. Ostatnio go obfotografowuję dużo, bo kwitnie cudnie, o tak:
Ale to nie koniec historii. To jest tylko czubek tej góry lodowej, bo cały krzew wygląda teraz tak:
Ma około metra wysokości i jak widać idzie w siłę. Dwa pozostałe krzewy Garden nie są aż tak pokaźne, ale i tak jestem z nich zadowolona. Wspaniała, wspaniała róża.
Daysy, to głównie dzięki Tobie!
Obok rośnie moja najstarsza Dolce Vita. Bardzo ją chwaliłam w zeszłym roku i jak widać nie spoczęła na laurach. Dwa dni temu wyglądała tak:
Ma trochę plamek, ale na bieżąco staram się porażone listki usuwać i to nie wpływa na jej urodę. Fajna jest, naprawdę. Dwie młodsze radzą sobie gorzej, szczególnie jedna. Ale i tak, zgodnie z terminem mają pączki, więc są punktualne. To się ceni.
Granny (the Faun) ma przerwę w kwitnieniu. W zeszłym roku bardzo szybko, bo pod koniec sierpnia opadły jej prawie wszystkie listki, mimo, że oznak choroby nie było, o czym chyba pisałam. W tym roku nie zanosi się na to, chociaż wrzesień przed nami. Nie kwitnie już dłuższy czas, ale była zajęta i w pełni jej to wybaczam. Jedyny kwiatek daje pogląd o wielkości krzewu.
Druga, rok młodsza Granny, robi teraz to co ta starsza w zeszłym roku: wygląda zdrowo, plamek ma niewiele, ale nogi już gołe. Mam nadzieję, że ta róża po prostu musi się upewnić, że to jej miejsce, nikt nie lata grożąc łopatą i wtedy się relaksuje i daje oswoić.
Czy Ghita wpisuje się w ten obraz różanych bohaterek? Chyba nie, bo to ogólnie silna róża, tyle, że często choruje a ta jakoś się trzyma. Ale ładnie pozowała, więc też jej zrobiłam zdjęcia, niech ma.
Podobnie jak Chandos Beauty, o której niedawno pisałam, że wyłoniła się z jeżówek jednak i która każe na siebie czekać. Ale jak się poczeka, to się okazuje, że:
a) jeżówki nie są różożerne
b) to silna i śliczna róża jest, że o zapachu nie wspomnę
c) jak się ma TAKIE kwiaty, to się nimi powinno chwalić non-stop!
Chyba wszyscy lubimy zdjęcia różnych rzeczy przed i po. A to remont mieszkania, a to ładny makijaż jakiejś pani, a to pomalowana szafa itp. A ja mam zdjęcie przed i po młodszej Lady of Shalott. A raczej WTEDY i TERAZ.
To jest zdjęcie z 10 lipca 2016:
A to z dzisiaj:
William na nocki robi i śpi jeszcze.
Skoro jestem przy pomarańczkach, to jak już pisałam - mam na nie fazę. Dlatego odkrywam na nowo Crown Princess Margaretę, której drugą sadzonkę nabyłam niedawno. I teraz gapię się na nią jakoś tak:
a ona taka spokojna, taka stonowana, taka...pomarańczowa, mówi sobie pewnie "Czego ona się tak gapi, przecież ja jeszcze malutka jestem"
W tym roku pojawiło się więcej nowych róż. Między innymi Our Last Summer, które mnie zadziwia. Rośnie pięknie i bardzo chętnie kwitnie, ale dosyć zabawny ma sposób trzymania kwiatów. Z góry wygląda "normalnie"
ale tak z profilu:
Hmm... może u tej róży część zieloną sadzi się pod ziemią?
No nie wiem, ale śmieszna jest.
Mam plan. Wiem, że wiele osób robi rabaty kolorystyczne. Ja nie. Bo kupuję spontanicznie i równie spontanicznie sadzę. Potem o wiele mniej spontanicznie przesadzam...
Ale teraz mnie natchnęło.
Lavender Flower Circus wymaga przesadzenia, bo rośnie z przodu a jest za duży. Na dodatek ostatnio Madej go chyba obsiusiał, bo uschły mu (Lavender, nie Madejowi) dwa duże pędy. W każdym razie mam nadzieję, że to od tego. Ale ja nie o tym. Jak wszyscy wiemy, jest to róża fioletowa i teraz właśnie znowu kwitnie:
Gdzie będzie jej lepiej niż na tej rabacie?
i tam też przesadzę Minervę, która nie chce kwitnąć w cieniu. Tak to mój pierwszy i bardzo dobry plan