No, to się wyżalę. A co.
A było to tak...Zazwyczaj nie wybrzydzałam w jedzeniu, praca na to nie pozwalała ani po prostu życie studenckie. Ale nawet jak nie było kasy na telefon, to jestem z tych co mają w lodówce pusto i słoik oliwek, a nie zupkę chińską i musztardę za 0,70 gr. Słowem- na pożywieniu i jedzeniu nie oszczędzam, jeśli się da to oszczędzam na czym innym.
Kilka lat temu zaczęły się przemiany w kosmetyce- wraz z modą na szczupłość, pojawiły się kosmetyki o zapachu jedzenia: jogurtowe kremy, kisiele do ciała, masło orzechowe do skóry suchej, wiele zapachów pielęgnacynych ma zastąpić dziewczętom i paniom rytuał jedzenia. Stąd czekoladowe mydło, kokosowe balsamy do ciała - wiadomo człowiek się trochę nasyci, jak cały pachnie sernikiem, szarlotka, czekoladą. To jest nawet miłe - w tę stronę wędrówka zapachów.Na początku to były aromaty, lecz koncerny np. włoskie produkują już wprost kosmetyki, które dokładnie imitują opakowania spożywcze, koktajle daiquiri, wyglądajace dokładnie jak jogurt. Itd.
Nie, nie wypiłam przez pomyłkę mydła..nie doszło do tego. Pamiętacie film "Marcowe migdały"- tam dziewczyna pachniała migdałowo i chłopiec na koniec odkrył jej tajemnicę: to był olejek do ciasta.
Jednak w pewnym momencie odkryłam, że te składniki sa identyczne- to co w jedzeniu jest w kosmetykach.
notabene w anorektycznej i otyłej jednocześnie Ameryce produkują wodę mineralną o zapachu bułek, lub bekonu. W Anglii, zamiast szynki do zapiekanek kładą bekonowe chipsy, i do kanapek zresztą też.
Przyjaciółka przywiozła troche prasy z Anglii i m.in. była gazeta o zdrowym jedzeniu. Przeczytałam i myślałam, że moze mój ang.jest za słaby. Wtedy w końcu zapaliło mi się światełko- oni tam jako zdrowe promują to co u nas nazywa się "garmaż" - czyli gotowe produkty- wszystko wrzucają do mikrofali, brokuły w paćce serowej, ryby 10% w panierce nie wiem z czego itd.
Wtedy postanowiłam ostatecznie przestać oszukiwac mózg i spróbować unikać aromatyzowanych potraw. Warzywek, przypraw do kurczaka itd wzmacniaczy od zawsze unikam, ale jak zaczęłam szukać, to w 80% przypraw polskich firm są polepszacze smaku. Tropiłam jak detektyw, bo chciałam się dowiedzieć jak to naprawdę jest.
Lubię gotować, nawet bardzo, i używam ziół bez dodatków, a teraz jak mam działkę, to tak naparwde kupiłam ją z myślą o ogródku ziołowym. Oczywiście moje marzenia dzięki Forum się rozrosły.
Lecz wspomnienie przemieszania smaków z kosmetykami i świadomości powolnego anektowania rynku potraw przez sztuczności sprawiło, że stałam się czujna, i nie powiem, w pewnym sensie odczuwam to jako coś bolącego, że wszystko teraz jest takie niedobre i nieprawdziwe.
Znajomy mojej Przyjaciółki sam wędzi ryby, robi kiełbasy itd. Chciał nawet kupić mięso z ubojni, ZANIM wpompują w nie saletrę, lecz już i to nie należy do prostych zakupów...
To jest smutne. Ale co zrobić. Ta świadomość jest smutna. Jednak mimo to warto uczyć dzieci gotowac samemu. Inaczej będzie tak jak w filmie "Wally" skądinąd także bardzo fajnym..Widzieliście? ps. szczególnie rozwaliła mnie na łopatki ta "wlewka z wuzetki"
